Zbliża się kolejny Tydzień Misyjny. Pamiętam czasy, gdy wszyscy klerycy wyjeżdżali „po dwóch”, jak w Ewangelii (Mk 6,7). Wtedy jednak, tylko na filozofii w Nysie, było prawie stu alumnów. To już historia.
Jednym z celów pracy polskich werbistów było niegdyś umisyjnienie Kościoła w Polsce. Zręby dzisiejszego Biura Misyjnego przy Komisji Episkopatu Polski ds. Misji były tworzone przez o. Antoniego Koszorza SVD, któremu w 1969 r. powierzono nadzór nad przygotowaniem do pracy misyjnej księży fideidonistów. W tym samym czasie, inicjatorem i twórcą misjologii na ATK w Warszawie (dzisiaj UKSW), był inny werbista i misjolog, o. Feliks Zapłata SVD (+1982).
Cel został chyba osiągnięty. W tym roku do Centrum Formacji Misyjnej w Warszawie zgłosiło się dwudziestu fideodonistów. Polski Kościół jest coraz bardziej misyjny. W czerwcu byłem na XIV Festiwalu Misyjnym „Bóg mnie kocha” z udziałem niepełnosprawnych dzieci z Misyjnego Apostolstwa Małej Ani w Zielonce k. Warszawy. Podobnych festiwali każdego roku w naszym kraju są dziesiątki. Misjologia jest wykładana w seminariach. Mamy liczne grono wykształconych misjologów. Werbiści zrobili swoją robotę. Teraz sami przeżywają w Europie kryzys.
W ostatnich miesiącach polscy werbiści często modlili się o powołania. „A może brak dobrego przykładu? – pytamy samych siebie, rozglądając się nerwowo wokół. Oczywiście, że zawsze mogłoby być lepiej. Nie sądzę, by werbiści dzisiaj byli mniej pobożni od tych, których pamiętam z czasów moich początków w seminarium. Gdzie leży problem?
Nowe Kościoły rozwijają się. Pod koniec lat 60-tych ubiegłego wieku czterdziestu misjonarzy z Pieniężna wyjechało do Indonezji. Znacząco przyczynili się oni do rozwoju zgromadzenia w tym największym muzułmańskim kraju na świecie. Dzisiaj są tam cztery prowincje i ponad stu nowicjuszy. Od prawie dwudziestu lat indonezyjscy współbracia przyjeżdżają do polskiej prowincji na studia. Wielu z nich zostało i tutaj pracuje.
Werbiści w Zambii są obecni od prawie 30 lat, ale nie zbudowali ani jednego kościoła. W tym samym czasie polscy misjonarze fideidoniści zbudowali tam kilkanaście kościołów i kaplic. Werbiści w Zambii nie byli i nie są przedsiębiorczy. Liczą wyłącznie na pozyskiwanie funduszy z prokury misyjnej w Rzymie. Właściwie wszystko jest u werbistów zcentralizowane. Również przyznawanie pierwszych misyjnych przeznaczeń. Kiedyś to było dobre. Misjonarz wyjeżdżał na całe życie. Nie mógł wrócić, gdyż było to kosztowne. Dzisiaj czasy się zmieniły. Współbracia, z różnych powodów, zmieniają często prowincje. Nie ma już, w sensie geograficznym, misji na całe życie. Świat stał się bardziej mobilny. Stare struktury stają się powoli fikcją.
A może dać więcej władzy prowincjałom? Niech oni troszczą się o fundusze, decydują o przeznaczaniu ich na cele misyjne i osobiście monitorują realizowane projekty. Niech oni decydują też o tym, kto i gdzie pojedzie na misje. Takie wyjazdy są coraz tańsze i logistycznie łatwiejsze. Prowincjałowie lepiej znają talenty i zainteresowania swoich współbraci niż Generał w Rzymie.
Ale pójdźmy dalej. Model prowincji, który jest utożsamiamy z geograficznym terytorium, a zwłaszcza ze współbraćmi jednej narodowości, należy również do przeszłości. Dlaczego identyfikować się tylko z granicami państwowymi, a nie tworzyć wspólnot, które te granice przekraczają? Czy nie lepiej byłoby używać nazw wyłącznie ich patronów, np. Prowincja św. Wojciecha? Jestem w stanie wyobrazić sobie prowincje, a właściwie mobilne grupy współbraci połączonych ślubami zakonnymi, o określonej liczbie. Przekroczenie tej liczby wymuszałoby utworzenie nowej prowincji. Każda taka prowincja musiałaby być samowystarczalna finansowo; sama dokonywać transferów między prowincjami; sama współpracować z innymi prowincjami i sama wyznaczać sobie cele misyjne. Generalat w Rzymie byłby tylko ciałem monitorującym przestrzeganie konstytucji. Dzisiaj procesy decyzyjne na poziomie generalatu są coraz częściej odpersonalizowane. Decentralizacja nadałaby wewnętrznej dynamiki prowincjom, a to sprzyjałoby ich ciągłemu rozwojowi w oparciu o ciągłe odczytywanie znaków czasu. Centralne rozdzielanie pozyskiwanych środków na cele misyjne uzależnia współbraci od życia na budżecie i usypia ich czujność.
Modlitwa o powołania jest potrzebna. Ale to nie wystarczy. Św. Arnold Janssen (+1909) mówił: „Dokładnie wtedy, kiedy wiele rzeczy wali się w Kościele, Pan wystawia naszą wiarę na próbę, aby zrobić coś nowego”. Czy mamy wystarczająco dużo odwagi i wiary?
Komunikaty SVD, 2017/5, s. 21-22.