XXV Niedziela Zwykła, Rok A, Iz 55,6-9; Ps 145,2-3.8-9.17-18; Flp 1,20c-24.27a; Mt 20,1-16a
Karol Marks (†1883), ekonomista i działacz rewolucyjny, uważał, że nakład pracy automatycznie nadaje wartość produktowi. Taki sposób myślenia przeczy zdrowemu rozsądkowi i musiał zaprowadzić marksistów na manowce. Wartość użytkowa chleba nie zależy od tego, czy ktoś go upiekł i włożył w jego produkcję swój czas, ale od tego, czy ktoś zechce go kupić, aby zaspokoić nim odczuwany głód. Marks z pewnością nie popełniłby takiego błędu, gdyby przeczytał Przypowieść o robotnikach w winnicy.
Ekonomia zbawienia
W czasach Jezusa jeden denar stanowił pełne dzienne wynagrodzenie pracownika, które pozwalało mu na utrzymanie rodziny. Wielu komentatorów Pisma Świętego wyciąga z tego pochopnie wniosek, że to z tego powodu gospodarz każdemu z pracujących w winnicy zapłacił po denarze bez względu na czas pracy. Ale czy gospodarz winnicy, która jest symbolem królestwa Bożego, może wypłacać pensję za pracę, która nie została wykonana? Wejście do królestwa Bożego nie jest tylko kwestią ludzkiej zasługi, ale Bóg nie może stwarzać pozorów i wprowadzać człowieka w błąd, że na taką nagrodę zasłużył własną pracą. Wypłacenie każdemu po jednym denarze nie ma też nic wspólnego z faktem, że taka suma wystarczała na dzienne utrzymanie rodziny, gdyż ludzka praca zostałaby wtedy zredukowana przez Jezusa jedynie do wymiaru materialnego, który odpowiadałby ówczesnemu minimum socjalnemu.
Dzisiejsza przypowieść kwestionuje pojęcie ludzkiej sprawiedliwości, według której za taką samą pracę powinna przysługiwać taka sama zapłata, choć nie dotyczy ona bezpośrednio spraw społecznych lub ekonomicznych. Chodzi w niej o urzeczywistnienie królestwa Bożego, do którego wezwani są wszyscy ludzie wszystkich czasów. Jezus nie ma jednak zamiaru oddzielać ekonomii zbawienia od logiki, która towarzyszy ludzkiemu gospodarowaniu na ziemi. Człowiek nie zbawia się w oderwaniu od ziemskich spraw, ale w tym świecie, który jest dla niego środkiem do osiągnięcia życia wiecznego.
Słuszna płaca
Sprawiedliwość nie polega na zapewnieniu wszystkim godnej egzystencji według historycznych kryteriów i w oparciu o sam fakt, że ktoś jest człowiekiem. Według klasycznej formuły sprawiedliwość polega na uznaniu drugiego jako osoby obdarzonej rozumem, odpowiedzialnej za swoje decyzje i zdolnej do realizacji planów, które nadają jej życiu sens zarówno na płaszczyźnie indywidualnej, jak i społecznej. Z tego powodu gospodarz podchodzi do każdego z pracowników indywidualnie. Z każdym zawiera oddzielną umowę o pracę w winnicy. Z pierwszymi zawiera kontrakt. Z ostatnimi dochodzi tylko do ustnego zaproszenia do pracy. Za każdym jednak razem gospodarz czyni to osobiście.
Prawo do sprawiedliwej wypłaty, według którego równa płaca należy się za równą pracę, zostaje przez Jezusa w tej przypowieści odwrócone do góry nogami. Podmiotowy charakter pracy zakłada, że pracodawca patrzy na to, co pracownik wyprodukował i to jest dla niego podstawą do przyznania mu słusznego wynagrodzenia zgodnie z umową. Ocena ta jest jednak bardzo subiektywna i nie zawsze musi pokrywać się ze zdaniem osób trzecich. Tak jest w dzisiejszej przypowieści. Gospodarz podkreśla to wyraźnie, mówiąc: „Czy mi nie wolno uczynić ze swoim, co chcę? Czy na to złym okiem patrzysz, że ja jestem dobry?” (Mt 20,15).
Skrzywdzeni robotnicy zaczęli szemrać przeciwko gospodarzowi. Ich sposób rozumowania był podobny do Marksa. „Pracowałem dłużej i należy mi się więcej”. Protestowali, gdyż byli głęboko przekonani o słuszności swoich praw. Gdyby uszanowali zawartą wcześniejszą umowę, byliby z pewnością szczęśliwi, ale popełnili błąd, gdyż zaczęli porównywać siebie do innych. Myśleli, że otrzymają więcej. Czy dali unieść się uczuciu zawiści? Tego nie wiemy. A może w swoim postępowaniu kierowali się społeczną sprawiedliwością?
W podobną pułapkę wpadamy również dzisiaj. Człowiek ulega pokusie myślenia, że celem pracy jest zaspokojenie słusznych potrzeb, które każdemu się należą. Proste i logiczne rozumowanie, że uczciwa płaca na wolnym rynku może zależeć od popytu na nią i jej podaży, jest odrzucane jako uwłaczające ludzkiej godności. Wielu współczesnych polityków próbuje wpisać w swój program walkę o płacę rodzinną. Warto jednak postawić pytanie: „Czy ci sami działacze jako ojcowie swoich rodzin byliby gotowi płacić za chleb więcej tylko dlatego, że piekarz jest ojcem licznej rodziny?”.
Sprawiedliwość właściciela winnicy
Na czym polega więc sprawiedliwość gospodarza winnicy? Dzisiejsza przypowieść uczy respektowania umów oraz przypomina, że właściciel ma swobodę dysponowania swoją własnością. Ale czy nie możemy tego samego przenieść do naszego serca, gdy zastanawiamy się nad tajemnicą królestwa Bożego?
Czym jest zawarcie umowy między pracownikami a gospodarzem winnicy? Nie znamy szczegółów kontraktu, ale możemy się domyślać, że pierwsza grupa pracowników była zadowolona z warunków umowy. W przeciwnym wypadku nie zgodziłaby się i czekała na inną okazję na rynku. Może byli zmuszeni warunkami, gdyż wyczerpały się im zasoby, dzięki którym mogliby utrzymać swoje rodziny. Ale w podobnej sytuacji był również gospodarz winnicy. Walczył z upływającym czasem, by zdążyć zebrać plony. Pracownikom brakowało pieniędzy, a gospodarzowi czasu. W świecie występuje rzadkość zasobów potrzebnych do przeżycia. Zalicza się do tego również czas. Pracownik i gospodarz w danym momencie czasu doszli do zadowalającego obie strony kompromisu. Doszło do transakcji, gdyż każda ze stron osiągnęła korzyść.
Rozpatrując głębszą warstwę dzisiejszej przypowieści, musimy wziąć pod uwagę nadprzyrodzone cele, którymi kierowali się pracownicy i właściciel winnicy. Skoro winnica jest symbolem królestwa Bożego, a właściciel reprezentuje Boga w „królestwie”, to jedynym przedmiotem negocjacji między gospodarzem a pracownikami była nie tylko sama praca dla królestwa Bożego, ale samo „królestwo”, które Bóg obiecał ustanowić zsyłając na świat Mesjasza i Zbawcę. Za pracę w winnicy pracownicy otrzymali od właściciela po denarze. Ale czy mogli otrzymać więcej? Bóg, który jest miłością (por. 1 J 4,8.16), daje się nam zawsze cały. Boża miłość nie podlega stopniowaniu. Jeżeli ostatni, najęci do pracy o piątej godzinie, otrzymali również po denarze, to znaczy, że odpowiedzią na ich gotowość do pracy w winnicy – może nawet z naszego ludzkiego punktu widzenia spóźnioną – była ta sama miłość Boga. Nie znamy szczegółów. Gospodarz tylko powiedział: „Idźcie i wy do winnicy!”. A może właściciel był wzruszony ich postawą, gdyż w głębi serca liczyli tylko na jedną dwunastą denara i uważali to za sprawiedliwe? Jakże później musieli być zaskoczeni.
Eucharystyczny denar
Dzisiejsza Ewangelia pokazuje nam, że do Chrystusa – centrum historii i środka czasów (por. Ap 1,18) – jest równie daleko i równie blisko z każdego miejsca na świecie. Nie decyduje o tym chronologia, a tym mniej ilość przepracowanych dla Niego godzin. O wszystkim rozstrzyga osobista świętość, pokora i szczera wola włączania się w zbawcze dzieło Jezusa Chrystusa na Jego osobiste zaproszenie. Czas nie ma tu większego znaczenia. Widzimy to dzisiaj u św. Pawła w drugim czytaniu, który stwierdza, że jego pragnieniem jest to, by Chrystus był uwielbiony w jego ciele i nieważne „czy to przez życie, czy przez śmierć” (Flp 1,20).
Bóg, który jest poza czasem, każdemu daje czas na nawrócenie i szanse zbawienia. Doświadczył tego Oskar Wilde (†1900), irlandzki pisarz, który sam siebie nazywał arcygrzesznikiem i archetypowym cynikiem. Ku zdumieniu wszystkich, Wilde na łożu śmierci przeszedł na katolicyzm. Historia nie zna chyba bardziej nieprawdopodobnego konwertyty. Rozumiemy teraz lepiej słowa Izajasza, który w pierwszym czytaniu mówi, że Bóg „hojny jest w przebaczaniu” (por. Iz 55,7).
W kontekście dzisiejszej przypowieści możemy powiedzieć, że irlandzki pisarz na łożu śmieci otrzymał jednego eucharystycznego denara. Ale czy mógł otrzymać tylko pół? Chrystus, którego spotykamy w sakramencie Eucharystii, jest to jeden i ten sam Chrystus, obecny w chlebie eucharystycznym w każdym zakątku ziemi. Za tego jednego eucharystycznego denara można pracować przez całe życie, ale można go też otrzymać w ostatniej chwili przed śmiercią. Ale czy możemy oczekiwać czegoś więcej niż życie wieczne?
Jak to się ma w kontekście nawrócenia generała Wojciecha Jaruzelskiego który ma na sumieniu błogosławionego księdza Popiełuszkę