21. Niedziela Zwykła, Rok B; Joz 24, 1-2a.15-17.18b; Ef 5, 21-32; J 6, 54.60-69.
– Co robisz podczas adoracji Najświętszego Sakramentu? Szukasz Pan Jezusa, czy już Go znalazłeś? – zapytałem kiedyś znajomego zakonnika.
– Szukam – odpowiedział pewny siebie.
Słowo „szukam” jest dzisiaj bardzo modne. Dla niektórych szukać Boga brzmi lepiej, niż Mu służyć. Może dlatego mamy dzisiaj kryzys powołań zakonnych i kapłańskich oraz spadek liczby wiernych na niedzielnych Mszach Świętych.
Poszukiwanie Boga zakłada przeniesienie decyzji o Jego wyborze na później. Nie można jednak zostać uczniem Chrystusa, bez podjęcia decyzji o pójściu za Nim tu i teraz. Potrzebny jest do tego akt wiary. Nie wystarczy poszukiwanie i samo pragnienie spotkania Boga. Wtedy nie różnilibyśmy się od Greków, którzy przyszli do Filipa z prośbą, że chcą zobaczyć Jezusa (por. J 12,21).
Zgorszenie
Chrystus jest dzisiaj realnie obecny wśród nas w Najświętszym Sakramencie. W sposób widzialny pod postacią chleba. Jest to konkretny kawałek chleba, który możemy ogarnąć naszym wzrokiem. Bóg wszechmogący jest w zasięgu naszych zmysłów. Nieskończoność jest zamknięta w małej białej hostii w tabernakulum.
Taki Bóg dla wielu jest zgorszeniem, ponieważ nie pasuje do naszego wyobrażenia. Dla współczesnych Jezusowi jednym z powodów zgorszenia było Jego pochodzenie z Nazaretu, gdzie się urodził jako syn cieśli, czyli „zwykły człowiek”.
Tłum uczniów, który wcześniej został nakarmiony do syta chlebem na pustkowiu, jest zgorszony słowami wędrownego Nauczyciela: „Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie” (J 6,53).W Starym Przymierzu zjadano mięso ofiar, lecz nigdy nie pito ich krwi. Dlatego, kiedy Jezus powiedział, że Jego uczniowie mają pić Jego krew, był to dla Żydów wielki szok. Przy wędrownym Nauczycielu z Nazaretu pozostało tylko dwunastu wiernych uczniów.
Rzeczywista obecność Chrystusa w Najświętszym Sakramencie i spożywanie Jego ciała oraz picie Jego Krwi nie jest już dzisiaj skandalem. Współczesnego człowieka nic nie jest już w stanie zgorszyć. Ale ma on inną wymówkę. Katolicyzm bowiem – jak zauważył kiedyś współczesny amerykański filozof, Peter Kreeft – bardziej przypomina religie afrykańskie niż współczesny skandynawski protestantyzm. Lektura św. Tomasza z Akwinu oraz innych średniowiecznych teologów robi wielkie wrażenie, ale ich koncepcja musi być błędna.
Do przełknięcia byłaby ostatecznie wersja, że Jezus mówił w sposób metaforyczny o swoim Ciele i swojej Krwi. Czy nie powiedział w innym miejscu: „Ja jestem prawdziwym krzewem winnym” (J 15, 1). Nigdy Jego słuchaczom nie przyszło do głowy, by interpretować te słowa w dosłownym sensie. Dlaczego tutaj miałoby być inaczej? Skoro wszystko było przenośnią, to może śmierć Chrystusa na krzyżu i Jego zwycięstwo nad śmiercią było też tylko metaforą?
Zgorszenie i odejście prawie wszystkich uczniów nie pozwala nam na alegoryczną interpretację słów Jezusa. Jezus powiedział to, co chciał powiedzieć i tak został zrozumiany. Był dobrym mówcą i nie popełnił błędu.
Wybór
Dzisiaj Chrystus jest obecny wśród nas w rzeczywisty sposób w Eucharystii. Tak samo realnie jak wtedy, kiedy do pozostałej maleńkiej grupki Dwunastu zwrócił się z prowokującym zapytaniem: „Czy i wy chcecie odejść?” (J 6, 67). To pytanie kieruje również do nas, kiedy widzi nasze wahanie i brak małej wiary podczas Eucharystii.
Ludwig von Mises (†1973), austriacki ekonomista i filozof, twierdzi, że człowiek nie wybiera tylko między poszczególnymi rzeczami materialnymi i usługami, ale jego wybory dotyczą wszystkich sfer życia. Wybór jest nieodłącznie przypisany do ludzkiej natury. Człowiek każdego dnia dokonuje całą gamę różnych wyborów. Są ona najczęściej ekonomiczne, ale wybiera również Boga. Człowieka nie można podzielić na homo oeconomicus i homo religiosus. Jest tylko jeden człowiek.
Bóg ceni wolność wyboru człowieka. Pytanie „Czy i wy chcecie odejść?” jest podobne do tego, które Jozue skierował do ludu po zdobyciu Ziemi Obiecanej, wzywając go do rozstrzygnięcia, komu chcą służyć, (por. Joz 24,15-22). Bóg nie chce, aby służono Mu pod przymusem, lecz oczekuje wolnej decyzji. Przeciwieństwem wyboru Boga, który daje życie wieczne, jest zawsze lokalne bóstwo uczynione ludzką ręką. Wybór jest zawsze dwubiegunowy. Przeciwieństwem życia wiecznego może być tylko doczesność.
Jeszcze wyraźniej możemy to zaobserwować w Księdze Powtórzonego Prawa, kiedy Bóg przemawia do Izraelitów i nakazuje im wybierać: „Biorę dziś przeciwko wam na świadków niebo i ziemię, kładąc przed wami życie i śmierć, błogosławieństwo i przekleństwo. Wybierajcie więc życie, abyście żyli wy i wasze potomstwo” (Pwt 30,19).
W Ewangelii Jezus stawia swoim uczniom konkretne warunki pójścia za Nim: „Kto nie nosi swego krzyża, a idzie za Mną, ten nie może być moim uczniem” (Łk 14,26-27).
Słowo stało się ciałem
Uczeń Chrystusa musi ciągle wybierać. Przy zachowaniu wszelkich proporcji mechanizm wyboru jest zawsze taki sam jak w ekonomii. Austriacki ekonomista twierdzi, że działający człowiek nigdy nie wybiera między „wodą” a „diamentami”. Człowiek w działaniu ma zawsze do czynienia z wyborem między ściśle określonymi ilościami dóbr, których nie może mieć razem. Nie można mieć zarazem życia wiecznego i życia doczesnego.
Wybór ekonomiczny nie jest nigdy wyborem między abstrakcyjnymi czynnikami. Działający człowiek w czasie dokuje wyboru między poszczególnymi środkami służącymi do osiągnięcia konkretnych celów. Dla chrześcijanina celem jest życie wieczne, a Chrystus – Odwieczne Słowo, które stało się ciałem (por. J 1,14) – jest Drogą, która do tego prowadzi. Bóg chrześcijan jest Bogiem osobowym, a nie abstrakcyjną ideą. Wieczność to nie ocean, a człowiek to nie kryształ soli rozpływający się po śmierci w nieosobowym Bogu.
Od momentu Wcielenia wszystko stało się jeszcze bardziej namacalne. Verbum caro factum est. Od tamtego momentu w historii ludzkości nieskończoność została zamknięta w Bóstwie i cielesności Chrystusa. Błogosławiony Paweł VI w encyklice Mysterium Fidei (1965) pisał, że cały i pełny Chrystus jest teraz obecny w Eucharystii w swej fizycznej rzeczywistości, także cieleśnie (MF 42). Dla jednych to skandal. Dla innych antropologiczna ciekawostka. Dla nas to wielka tajemnica wiary.
Wyznanie św. Piotra
„Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego” (J 6,63) – św. Piotr wyznaje tutaj swoją wiarę w Syna Człowieczego. Nie robi tego po długim procesie poszukiwań i studiów. Jest nagle przyparty do muru przez pytanie Jezusa. To nie tylko człowiek poszukuje Boga, ale to również Bóg wychodzi na przeciw człowieka.
Św. Piotr nie był przygotowany, by odpowiedź na to pytanie. Wszystko wydarzyło się jeszcze przed śmiercią Chrystusa na krzyżu, Jego Zmartwychwstaniem i przed Zesłaniem Ducha Świętego. Wyboru nie dokonuje nigdy człowiek posiadający wystarczającą wiedzę, ale konkretny niedoskonały człowiek w określonym miejscu i czasie. Idealny homo religiosus nie istnieje, podobnie jak homo oeconomicus. Człowiek, poszukujący życia wiecznego jako celu ostatecznego swojego życia, nigdy nie będzie zaskoczony prowokującym pytaniem Mistrza.
Nie ważna jest wiedza i doświadczenie. Czy śmiertelny człowiek może zrozumieć nieskończoność? Do wyznania św. Piotra św. Augustyn napisał znakomity komentarz: „Czy widzicie, jak Piotr, dzięki łasce Bożej i natchnieniu Ducha Świętego zrozumiał? Dlaczego zrozumiał? Gdyż uwierzył. Ty masz słowa życia wiecznego, Ty dajesz nam życie wieczne, ofiarowując nam swoje Ciało i swoją Krew. A my uwierzyliśmy i poznaliśmy. Nie mówi: poznaliśmy i uwierzyliśmy, ale uwierzyliśmy i poznaliśmy. Uwierzyliśmy, aby móc poznać. Gdybyśmy bowiem chcieli poznać, zanim uwierzymy, nie bylibyśmy w stanie ani poznać, ani uwierzyć” („Komentarz do Ewangelii św. Jana”, 27, 9).
Wolna transakcja
Papież emeryt Benedykt XVI nauczał, że liturgia jest aktem, w którym wierzymy, że Bóg wkracza w naszą rzeczywistości. Liturgia jest Jego dziełem. To tu możemy Go spotkać i dotknąć. Miał rację, gdyż spotkanie Boga to nie tylko wynik ludzkich poszukiwań, ale to inicjatywa samego Boga. „Nikt nie może przyjść do Mnie, jeżeli mu to nie zostało dane przez Ojca” (J 6,65).
Po to, aby w pełni zrozumieć Jezusa i Jego słowa, iż jest pokarmem na życie wieczne, trzeba najpierw w Niego uwierzyć. Bez tego nie można zostać Jego uczniem. Z aktem wiary jest jak z ekonomiczną transakcją. Nie wystarczy tylko intencja. Musi do niej dojść, by na rynku nastąpiła zmiana. Oczywiście, jest ona zawsze czystą spekulacją, gdyż przyszłość jest nieznana, ale w systemie niezakłóconej gospodarki rynkowej jest zawsze korzystna zarówno dla kupującego, jak i sprzedającego, gdyż w przeciwnym wypadku nigdy by do niej nie doszło. Brak decyzji oznacza, że dokonujący transakcji nie jest pewny swojej korzyści.
Nie wystarczy więc tylko szukanie. Potrzebna jest decyzja.
Jezus przedstawia nowe warunki wolnej od przymusu „transakcji”. „Kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew, ma życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym” (J 6,54). Czy jestem gotowy Mu uwierzyć? Nie poddawajmy się pokusie, że musimy wszystko od razu zrozumieć. Pójdźmy raczej za wskazaniem św. Pawła: „Niech Chrystus zamieszka przez wiarę w waszych sercach”, a wtedy będziemy mogli ogarnąć duchem, „czym jest Szerokość, Długość, Wysokość i Głębokość” (Ef 3,17-18).
Zdjęcie u góry: pixabay