W 1991 r. Somalijczycy dokonali jednego z najbardziej dziwnych zamachów stanu we współczesnej historii Afryki. Obalając socjalistyczny rząd Mohammeda Siada Barrego, nie ustanowili w jego miejsce nowego. Wbrew powszechnym oczekiwaniom kraj ten nie pogrążył się w anarchii. Bez demokracji i centralnego rządu funkcjonuje wolny rynek, a Somalijczykom żyje się coraz lepiej.
Początek „anarchii”
Ocenia się, że do końca 1992 r. zginęło w Somalii prawdopodobnie 100 tys. osób. Podczas dotkliwego głodu z powodu suszy 9 grudnia 1992 r. rozpoczęła się w ramach misji ONZ operacja „Przywrócić nadzieję”. Po sukcesie operacji „Pustynna Burza” w Kuwejcie, ratunek dla Somalii miał poprawić Waszyngtonowi wizerunek w krajach muzułmańskich, a jednocześnie zamknąć usta wszystkim tym, którzy twierdzili, że Amerykanie angażują się tylko w tych krajach, w których mają swoje interesy. W Mogadiszu, stolicy Somalii, wylądowało 36 tys. żołnierzy ONZ, w tym 24 tys. Amerykanów. Niespełna rok później 3 października 1993 r. wojsko amerykańskie, składające się z batalionu Rangersów i kilku pododdziałów Delta Force, miało za zadanie rozbicie i schwytanie somalijskiego klanu Habr Gidr pod przywództwem Mohammeda Farraha Aidida, który był odpowiedzialny za przechwytywanie dostaw żywności. Amerykanie wpadli na południu Mogadiszu w pułapkę i mimo interwencji lotnictwa – walka ta stała się kanwą filmu Ridleya Scotta Helikopter w ogniu – zginęło 18 Amerykanów i około tysiąca Somalijczyków. Po tym wydarzeniu pod naciskiem opinii publicznej prezydent Bill Clinton rozkazał wycofanie sił USA z Somalii. Amerykańscy żołnierze poprzysięgli sobie, że ich noga więcej tam nie postanie.
Po opuszczeniu Somalii przez ostatni kontyngent wojsk ONZ kraj ten wbrew powszechnym oczekiwaniom nie pogrążył się w anarchii i chaosie. W długim raporcie opublikowanym przez Komisję Wspólnoty Europejskiej w Brukseli czytamy: „Obraz Somalii przez świat zewnętrzny był wypaczony z powodu normalnej tendencji zagranicznych mediów do skupiania się na złych wiadomościach. (…) Pokój panuje w większości kraju.” („APC-EC Courier”, 1997). Somalijczycy przetrwali i rozpoczęli odbudowę kraju na własną rękę bez centralnego rządu. Zdystansowali w tym nawet inne kraje afrykańskie, które korzystały w tym czasie z międzynarodowej pomocy i sztabu doradców. „Przetrwaliśmy ciężkie czasy, ale najgorzej było, gdy mieliśmy rząd. Możliwości pojawiły się, jak tylko zabrakło rządu!” – mówi Abdizizikka Ido, somalijski telekomunikacyjny magnat („National Geographic Polska”, wrzesień 2002).
Rozwój ekonomiczny
„The Economist” (20 grudnia 2005) donosi, że Somalia może dzisiaj poszczycić się najtańszymi i najlepszymi jakościowo rozmowami telefonii komórkowej na kontynencie afrykańskim. W Mogadiszu na telefon stacjonarny czeka się osiem godzin od momentu złożenia podania. Rozmowy miejscowe są za darmo. Duża konkurencja na rynku telekomunikacyjnym sprawia, że ceny za połączenia telefoniczne są tu najniższe w Afryce. Według raportu sporządzonego dla Banku Światowego przez Tatianę Nenową i Tima Harforda w 2004 r. w Somalii było 112 tys. numerów stacjonarnych (Public Policy for the Private Sector, Listopad 2004). Przed rokiem 1991 było tylko 17 tys. Liczba abonamentów na telefony komórkowe przekroczyła 50 tys.
Przemysł lotniczy oferuje więcej połączeń lotniczych niż miało to miejsce za czasów Siada Barrego. W 1989 r. narodowy przewoźnik, będący częściowo w rękach włoskich linii lotniczych Alitalia, posiadał tylko jeden samolot i obsługiwał jedną międzynarodową trasę. Według tego samego raportu dla Banku Światowego sektor lotniczy może dzisiaj poszczycić się ponad 15 firmami lotniczymi, więcej niż 60 samolotami, 6 międzynarodowymi połączeniami lotniczymi, jeszcze większą liczbą krajowych połączeń i liczbą lotów. Właściciel Daallo Airlines mówi: “Czasami jest trudno bez rządu, ale innym razem jest to zaleta. Nie ma problemu z korupcją, gdyż nie ma rządu” (Africa open for Buisness, „World Bank”, 18 marca 2005). Według Programu Narodów Zjednoczonych ds. Rozwoju, somalijski sektor prywatny jest również skuteczny w dostarczaniu wody i przewozie ludzi oraz dóbr. Transport jest tu względnie tani i dociera nawet do najmniejszych wiosek (Human Development Report 2001-Somalia).
Dane Kenijskiego Ministerstwa Rolnictwa wykazują, że eksport bydła z Somalii do Kenii podwoił się w latach 1991-2000. Wzrastał nawet w czasie wojny domowej w 1991-1992. Handel bydłem odbywa się za pośrednictwem brokerów (dilaal), którzy poświadczają wobec kupujących, że sprzedawane bydło nie pochodzi z kradzieży. Warto podkreślić, że opłaty za pośrednictwo pozostały przez wszystkie te lata prawie bez zmian od momentu upadku rządu w Mogadiszu.
Za czasów anarchii somalijski szyling jest stabilniejszy niż był wcześniej za czasów Siada Barrego i jest w obiegu jako oficjalna waluta kraju mimo braku banku centralnego. W pierwszych dziewięciu latach anarchii roczna deprecjacja szylinga wynosiła tylko 6%. Godnym podkreślenia jest fakt, że w latach 1996-1999 somalijski szyling stracił wobec dolara tylko 12,14%, a kenijski szyling w analogicznym okresie 32,55%, natomiast etiopski birr 26,58% (Peter L. Leeson – wydziału ekonomiczny Uniwersytetu Zachodniej Wirginii, Better off Stateless: Somalia Before and After Government collapse).
Szkolnictwo również skorzystało na anarchii. Jest w chwili obecnej więcej podstawowych szkół niż w latach osiemdziesiątych (Human Development Report 2001-Somalia). Ilość szkół zwiększyła się z 600 w 1990 r. do 1172 w 2005 roku (UNICEF, 2005). Skorzystało na tym również szkolnictwo wyższe, które przestało istnieć w momencie wybuchu wojny domowej. W 1998 r. otwarto ponownie uniwersytet w Mogadiszu, a pierwsi absolwenci opuścili mury tej uczelni już w 2001 r. Przed upadkiem rządu był tylko jeden uniwersytet w stolicy. W chwili obecnej są już trzy nowe uniwersytety w Borama, Hargeisa i Bossao. Oprócz czesnego płaconego przez studentów duża część funduszy na edukację pochodzi od międzynarodowych islamskich organizacji charytatywnych takich jak Al-Islah.
W 2004 r. Coca-Cola otworzyła w Mogadiszu swoją fabrykę. AbdiRisak Ssie, człowiek który stoi za tym sukcesem, powiedział reporterowi BBC: „Jest to punkt zwrotny. Somalia jest normalnym krajem i każdy może robić tutaj interesy” (BBC, 6 lipca 2004). Największym biznesem w Somalii są usługi pieniężnych przekazów pocztowych. Dobrze prosperujący Somalijczycy z diaspory, którzy uciekli z powodu wojny domowej, zasilają somalijską ekonomię kwotą około 2 miliardów dolarów amerykańskich rocznie. Z powodu braku adekwatnych danych nikt nie jest w stanie powiedzieć o wielkości somalijskiej gospodarki i skali jej rozwoju.
Upadłe państwo
Francis Fukuyama, autor słynnej tezy o końcu historii po upadku komunizmu twierdzi, że słabe państwa, które niegdyś były nieszczęściem swoich obywateli, dzisiaj stały się źródłem poważnych problemów światowych: ubóstwa, AIDS, narkotyków, terroryzmu (Budowanie Państwa. Władza i Ład Międzynarodowy w XXI wieku, Poznań 2005). W imię obrony praw człowieka i demokratycznej prawomocności wspólnota międzynarodowa ma nie tylko prawo, ale wręcz obowiązek interweniować dla celów globalnego bezpieczeństwa. Podobnie w przypadku klęsk humanitarnych. Podważa się w ten sposób zasadę suwerenności, a system westfalski, który uświęca zasadę nieingerencji w sprawy wewnętrzne niezależnych państw, nie stanowi już adekwatnych ram dla stosunków międzynarodowych. Raporty na temat rozwoju gospodarczego Somalii po obaleniu komunistycznego reżimu wskazują na coś dokładnie przeciwnego. Brak adekwatnych instytucji ustrojowych państwa nie pociąga automatycznie za sobą negatywnych konsekwencji dla rozwoju gospodarczego biednych krajów.
Teza, że upadłe państwa są zagrożeniem dla światowego bezpieczeństwa, zagościła na stałe w amerykańskiej polityce zagranicznej począwszy od czasów drugiej administracji Billa Clintona. Biały Dom twierdzi, że są one na tyle słabe, iż na ich terytorium bez większych trudności mogą funkcjonować organizacje terrorystyczne zagrażające bezpieczeństwu USA, tak jak było to w Afganistanie. W przypadku Somalii administracja amerykańska postąpiła jednak zgodnie z zasadą exitus acta probat. Pojawienie się kilka lat temu w Mogadiszu islamskich bojówek zrzeszonych w Unii Sądów Szariackich (USS, Islamic Courts Union) sprawiło, że Amerykanie zapomnieli o starych porachunkach z „panami wojny” (warlords) i wspierali finansowo ich Sojusz na rzecz Przywrócenia Pokoju i Antyterroryzmu (Alliance for the Restoration of Peace and Counter-Terrorism).
Nowe rządy
F. Fukuyama twierdząc, że w Somalii wspólnota międzynarodowa przestała być abstrakcją, przybierając namacalną postać efektywnego rządu, rozmija się z prawdą. Jedynymi krajami, które interesowały się sytuacją w Somalii po wycofaniu się wojsk ONZ w 1995 r. byli jej sąsiedzi, którzy obawiali się, że przedłużający się konflikt w Rogu Afryki może zagrozić ich bezpieczeństwu. Pierwszym uznanym przez wspólnotę międzynarodową prezydentem Somalii został Cabdiqaasim Salaad Xasan, dawny mister w rządzie Siada Barrego, który został wybrany na emigracji w Dżibuti w 2000 r. Tymczasowy parlament dobrano według klucza klanowego. Prezydent oskarżony o wsparcie dla Al-Kaidy nie zdołał przywrócić jedności Somalii.
Cztery lata później w Nairobi, stolicy Kenii, setki Somalijczyków zakwaterowano w luksusowych hotelach (nic więc dziwnego, że obrady przeciągały się w nieskończoność) i przystąpiono do wyboru nowego prezydenta. Ostatecznie prezydentem został Abdullahi Yusuf Ahmed, przywódca stojącej na krawędzi secesji prowincji Putaland. Dzień przed uroczystym zaprzysiężeniem kenijski prezydent Mwai Kibaki kupił mu nowego Mercedesa S320 jako zewnętrzną oznakę władzy. Na uroczystości zaprzysiężenia, prócz prezydentów Nigerii, Ugandy, Rwandy, Dżibuti i Jemenu był również przedstawiciel ONZ. Po kilku miesiącach Ahmed wrócił do kraju, ale nie do Mogadiszu. W chwili obecnej prezydent i tymczasowy rząd rezyduje w Baidoa, 250 km od Mogadiszu. W lutym 2006 r. roku miała nawet miejsce pierwsza sesja tymczasowego parlamentu na terenie Somalii. Głównym zadaniem nowego prezydenta miało być zorganizowanie w Somalii wolnych wyborów w 2009 r. Jak do tej pory przerasta go nawet zadanie powrotu do stolicy. 5 czerwca 2006 r. USS ogłosiło, że przejęło władzę w Mogadiszu.
O ile de facto nie ma centralnego rządu w Somalii, gdyż trudno uznać za taki rząd przywódców, którzy nie mogą wjechać do stolicy rządzonego przez nich kraju, o tyle całkiem nieźle funkcjonuje na terenie dawnej Somalijskiej Republiki Demokratycznej kilka innych samodzielnych państewek rządzonych przez lokalne klany. Po obaleniu w 1991 r. dyktatora Siada Barrego na północnym wybrzeżu Somalii, na terenach, które niegdyś stanowiły kolonię brytyjską Somaliland, Issowie rozpoczęli powstanie i w 1991 r. powstała Republika Somaliland. W kuluarach różnych światowych stolic coraz głośniej mówi się o uznaniu jej niepodległości w 2009 r. Po uznaniu niepodległości Erytrei nie można już mówić o sztywnym trzymaniu się zasady nienaruszalności granic kolonialnych. Przesądziły o tym prawdopodobnie jak dotąd jedyne w tej części Afryki demokratyczne wybory, które miały miejsce w 2003 r. W 1998 Puntland w północno-wschodniej Somalii ze stolicą w Garowe ogłosił niezależność. W 2002 południowo-zachodnia część Somalii Jubaland ogłosiła również secesję.
Prawo zwyczajowe
Długoletni i ciągle przeciągający się konflikt w Rogu Afryki pokazuje, że Somalijczycy niekoniecznie potrzebują jednego państwa. Oprócz jednego języka i jednej religii (islam sunnicki) łączy ich system klanowy, który opiera się na własnym prawie zwyczajowym, zwanym Xeer. Pomiędzy klanami istnieją różnice, ale nie są one zazwyczaj zbyt istotne. Po upadku państwa socjalistycznego w 1991 r. nietknięte prawo zwyczajowe wypłynęło na powierzchnię i wypełniło powstała lukę.
Dla tego typu organizacji politycznych powstał w XIX w. specjalny termin „kritarchia” jako przeciwieństwo demokracji, teokracji, monarchii, oligarchii czy innych form centralnego zarządzania. Jest to złożony wyraz pochodzenia greckiego, oznaczający dosłownie „rządzony przez sędziów”. Według Michaela van Nottena, holenderskiego prawnika, który ożenił się z Somalijką, studiował somalijskie prawo zwyczajowe i żył w Somalii aż do swojej śmierci w 2002 r., zasadnicza różnica między kritarchią a demokracją polega na tym, że pierwsza oparta jest na prawie naturalnym, a druga na prawie stanowionym. Prawo w tym systemie politycznym wywodzi się z obserwacji zwykłego zachowania ludzi.
Nie ma tu miejsca na polityków, którzy ustalaliby prawa i ograniczali wolność obywateli. Cechą charakterystyczną kritarchii jest rozproszenie wśród ludzi władzy sądowniczej, policyjnej i ustawodawczej. Nie ma tu również miejsca na rząd, który byłby terytorialnym monopolistą w dziedzinie stosowania przymusu, czyli ciągłego zinstytucjonalizowanego naruszania prawa własności i wyzyskiwania właścicieli za pomocą eksploatacji, podatków i regulacji. Niektóre klany dopuszczają opodatkowanie na wypadek wojny, ale opodatkowanie per se jest pogwałceniem prawa własności i jako takie jest niedopuszczalne bez względu na sytuację.
Kritarchia opiera się na równym prawie dla wszystkich i nie zna typowego dla innych systemów politycznych rozróżnienia na poddanych i rządzących. Egzekucje wyroku nadzoruje sędzia powołany dla rozstrzygnięcia sprawy, którym zazwyczaj jest głowa rodziny. Sędziowie w somalijskim systemie prawnym nie decydują, kto stanie przed nimi w sądzie. To sami ludzie, którzy chcą rozwiązać swoje konflikty i spory w procesie sądowym wybierają sędziów. Sędziowie nie mają w tym systemie żadnej władzy i przywilejów. Kritarchia to rządy prawa, a nie prawodawców czy sędziów.
Według prawa zwyczajowego Xeer klan ubezpiecza swoich członków, płacąc odszkodowanie w przypadku, gdy jeden z jego członków zrani kogoś z innego klanu. W ten sposób Somalijczycy żyli przez wieki i również dzisiaj mogą obejść się bez centralnego rządu. Wartość przedmiotów, a nawet ludzi, wyrażana jest w wielbłądach. I tak za przypadkowe spowodowanie śmierci człowieka odszkodowanie wynosi sześćdziesiąt wielbłądów, a za stratę zęba do trzydziestu pięciu wielbłądów. Prima facie ta forma odszkodowań wyrażona w wielbłądach może dziwić, ale warto tu przypomnieć, że łacińskie słowo „petunia” (pieniądz) wywodzi się od słowa „pecus”, która oznacza krowę.
Somalijski system prawa przypomina Internet. Omnis comparatio claudicat, ale to porównanie jest prawdziwym strzałem w dziesiątkę. Nikt nie sprawuje władzy nad Internetem. Każdy może z niego korzystać i to niezależnie od tego, czy chce zdobywać informacje, czy chce je udostępnić innym. Tak samo jest w przypadku Xeer. Każdy Somalijczyk może do niego przystąpić jako sędzia, policjant lub adwokat. System ten podobnie jak Internet stale się rozwija, choć nikt nim nie kieruje. Z wielu precedensowych wyroków powstałych w ten sposób, utworzone zostały nowe zasady.
Kolonializm, demokracja i socjalizm
Somalijczycy są dumni ze swojego prawa zwyczajowego, które przetrwało czasy kolonialnej dominacji, krótkiego eksperymentu z demokracją w pierwszych latach po odzyskaniu niepodległości oraz okresu socjalistycznego reżimu. Należy dodać jeszcze jeden fakt, że scentralizowany wzorzec rządzenia został już na ten obszar wprowadzony przez muzułmańskich przybyszów.
W 1960 r. z połączenia Somali Brytyjskiego i Somali Włoskiego powstała niepodległa republika Somalii, która wprowadziła rządy demokratyczne. System ten spowodował jednak wielki chaos w kraju. Gdy generał Siad Barre dokonał bezkrwawego zamachu stanu w 1969 r. i rozpoczął erę rządów opartych na zasadach naukowego socjalizmu, tylko nieliczni byli wtedy z tego powodu zmartwieni. Przyczyną upadku socjalistycznego państwa był z całą pewnością kryzys ekonomiczny, będący konsekwencją centralistycznej polityki gospodarczej państwa. W 1975 r. cała ziemia została znacjonalizowana wraz z większym przemysłem i systemem bankowym. W latach osiemdziesiątych w Somalii był tylko jeden bank. W tych latach roczna deprecjacja szylinga somalijskiego w stosunku do dolara amerykańskiego wynosiła 100% (Peter Littre, Somalia: Economy without State, 2003)
Innym istotnym czynnikiem klęski Siada Barrego była sztuczna natura samego państwa. Postkolonialne państwo nigdy w najmniejszym stopniu nie było samowystarczalne. Z powodu strategicznej pozycji w Rogu Afryki Somalia zgarniała spory kawał zagranicznej pomocy w okresie Zimnej Wojny i posiadała jedną z największych stałych armii w subsaharyjskiej Afryce. Pod koniec lat osiemdziesiątych ubiegłego stulecia całość pomocy na rozwój stanowiło oszałamiające 57% somalijskiego PKB.
Prócz tego Siad Barre promował politykę uprzywilejowania jednego rodu Marehan z zespołu Darod i dyskryminował wszystkie pozostałe. Był to typowy reżim neopatrymonialny i pod tym względem Somalia nie różniła się od innych rządów w Afryce subsaharyjskiej w ostatnim ćwierćwieczu XX stulecia. Polityka ta doprowadziła do wybuchu wojny domowej w1988 r. w północnych częściach kraju, która była początkiem końca somalijskiego rządu. 27 stycznia 1991 r. partyzantka Kongresu Zjednoczonej Somalii wkroczyła i otoczyła prezydencką rezydencję Villę Somalia. Prezydent uciekł i zmarł na wygnaniu w Lagos w 1995 r. Przestało istnieć socjalistyczne państwo z administracją, rozpadła się armia, ale przetrwał dawny podział na klany.
Społeczeństwa bezpaństwowe w Afryce
Nawet w przypadku socjalistycznej Somalii państwo było tylko rodzajem nad-organizacji zbudowanej ponad wspólnotami plemiennymi. Siad Barre wyjął początkowo klany spod prawa, ale tracąc popularność, zaczął je podjudzać jeden przeciw drugiemu, korzystając w ten sposób ze struktur przedpaństwowych w celu utrzymania się u władzy. Starożytna zasada divide et impera nie pomogła mu jednak utrzymać się u steru władzy. Historia Afryki uczy, że na tym kontynencie stosunkowo łatwo dochodziło do zburzenia lub zaniku wielu organizacji państwowych. Nawet państwa istniejące przez wiele stuleci – takie jak Mali, Songhaj, Kongo, Zimbabwe – ulegały dezintegracji, którą niekoniecznie należy przypisać czynnikom zewnętrznym. Trwanie w prawie niezmienionej postaci wspólnot niższego szczebla w formie klanów i lineaży jest szczególną cechą współczesnych państw afrykańskich.
„Jako jedyny chyba na świecie kraj Somalia radzi sobie w stanie anarchicznej wspólnoty zbieracko-łowieckiej” – napisał Wojciech Jagielski w „Gazecie Wyborczej” (11 marca 2005). Autor popada tutaj w typowy stereotyp w myśleniu o Afryce o wy-raźnym zabarwieniu pejoratywnym. Mówiąc o społeczeństwach bezpaństwowych, ma na myśli małe społeczeństwa, które prowadzą koczowniczy tryb życia. Takimi społecznościami są np. Buszmeni (zwani inaczej San), zbieracko-łowiecki lud Afryki Południowej, zamieszkujący Kotlinę Kalahari, ale nie są oni jedynymi i typowymi przedstawicielami społeczeństw bezpaństwowych. Większość to społeczeństwa agrarne, niejednokrotnie o bardziej złożonej strukturze polityczno-społecznej niż ich sąsiedzi, tworzący organizacje państwowe.
Podręcznikowym przykładem społeczeństwa bezpaństwowego są Ibowie. Podstawową jednostką organizacji społecznej Ibów jest wieś grupująca od kilku do kilkunastu rodzin. Wsią zarządza naczelnik wybierany spośród najstarszych mężczyzn. Mimo dużej liczebności (22 miliony), prężnego rozwoju i sąsiedztwa Jorubów, którzy stworzyli cały system miast-państw zarządzanych przez wspólnotę wodzów pod przywództwem władcy, świętego według ich wierzeń miasta Ife, Ibowie nie stworzyli jednolitej organizacji państwowej. W przededniu podziału terytoriów afrykańskich pomiędzy mocarstwa europejskie, który został zaakceptowany przez konferencję berlińską (1884-85), dwie trzecie ludzi na tym kontynencie żyło w społecznościach bezpaństwowych i współistniały pokojowo w Afryce przedkolonialnej z organizacjami państwowymi, które były przede wszystkim monarchiami. Somalijczycy również przed epoką kolonialną nie stworzyli własnego państwa.
Państwu już dziękujemy
„Czy Somalia naprawdę potrzebuje centralnego rządu?” – pytał Mohamed Mohamed Sheikh, somalijski reporter radiowy i były konsultant UNESCO, w wychodzącym w Addis Abebie „The Sun” (28 sierpnia 1997). „Dlaczego nie pozwolić, by naszym społecznym potrzebom służyło somalijskie prawo zwyczajowe? Dlaczego nie pozwolić, by rozpowszechniły się i naturalnie dojrzewały nasze rdzenne instytucje?” Pomimo globalizacji światowej polityki i gospodarki coraz częściej dochodzi do podobnych dywergencji kulturowych na styku Afryki ze Światem Zachodnim.
Dwa lata temu grupa religijnych przywódców z terenów północnej Ugandy, gdzie ma miejsce jedna z najdłuższych wojen współczesnej Afryki, udała się w podróż do Holandii. Pokonując 4,5 tys. kilometrów przybyli z apelem do Głównego Prokuratora Międzynarodowego Trybunału Karnego (MTK) w Hadze. Apel ten brzmiał mniej więcej w ten sposób: „Trzymajcie się z dala od naszej wojny! Poradzimy sobie z nią sami. Mieszając się w nasze sprawy, pogorszycie tylko sytuację.” („The Christian Science Monitor”, 18 marca 2005). MTK obiecuje Ugandyjczykom postawienie w stan oskarżenia Josepha Kony, wysokiego dowódcy Bożej Armii Oporu (Lord’s Resistance Army). Przywódcy religijni są przerażeni, gdyż taki rozwój wydarzeń może tylko przeciągnąć długoletni konflikt. Nie wyobrażają sobie odbudowania powojennej wspólnoty bez przebaczenia. Występuje tu rozbieżność dwóch systemów sprawiedliwości: zachodniego – karnego oraz afrykańskiego – pojednawczego.
Co w takim razie powinni zrobić somalijscy przywódcy klanowi? Wysłać delegację do sekretarza generalnego ONZ? Na razie Shaykh Sharif Shaykay Achmed, przewodniczący USS, w wywiadzie udzielonym dwa tygodnie po zajęciu stolicy oskarżył Etiopię o mieszanie się w wewnętrzne sprawy Somalii. Dodał również, że USS nie zamierza tworzyć nowego rządu: „(…) ludzie muszą rządzić sami i rozpocząć budowanie takiego systemu, by nie być tyranizowanymi przez jakikolwiek rząd u władzy. W ten sposób dyktatura z przeszłości nie będzie powtórzona i ludzie będą wolni w podejmowaniu ostatecznych decyzji” („Integrated Regional Information Networks”, 22 czerwca 2006). Niechęć do jakiejkolwiek formy centralnego rządu powraca w tym kraju jak bumerang, nawet poprzez usta przewodniczącego USS. Warto odnotować fakt, że słowa te padają po tym, jak w Mogadiszu islamska milicja postrzeliła śmiertelnie człowieka, który protestował przeciwko nowym podatkom nałożonym na biznesmenów i drobnych kupców. Do zamieszek z udziałem 100 osób na tym samym tle doszło również w Jowharze, drugim mieście po stolicy zdobytym przez USS. Somalijczycy po raz kolejny odważnie przypominają, tym razem USS, że w ich tradycji politycy nie mogą na nikogo nałożyć podatku, gdyż jest to uważane za pogwałcenie prawa własności. Somalijskie maksymy mówią: „Gdy masz do wyboru religię i tradycję, wybieraj tradycję” oraz „Można zmienić czyjaś religię, ale nie można zmienić prawa”.
Mieszkańcy Somalii są spragnieni pokoju i wolności. George B.N. Ayittey, prezydent Free Africa Foundation i autor książki Indigenous African Institutions, napisał w „The Wall Street Journal”: „Unia Afrykańska (UA) sama musi załapać tego somalijskiego ducha wolności i uwolnić kontynent od nieskruszonych despotów i religijnych fanatyków, którzy sprawują władzę nad ludźmi”. (…) Wspólnota między-narodowa powinna odrzucić każdy „waxan” (w dosłownym tłumaczeniu z jęz. somalijskiego oznacza „ta rzecz”; Somalijczycy używają tego wyrazu na określenie każdej centralnej formy rządów) stworzony w Somali przy użyciu siły. Jest to stanowisko ponownie powtórzone przez UA na ostatnim szczycie w ubiegłym miesiącu w Bandżulu w Gambii. W tradycyjnym somalijskim społeczeństwie problemy rozwiązuje się przy pomocy dyskusji, a nie pancerzownic.” (9 sierpnia, 2006).
Uporządkowana anarchia
Konflikt somalijski przypomina nam o odwiecznym pytaniu na temat roli państwa w życiu społecznym i zakresie jego ingerencji w naszym życiu prywatnym. Dla Ludwika von Misesa, przedstawiciela austriackiej szkoły w ekonomii, który w poglądach na gospodarkę reprezentował stanowisko liberalistyczne, państwo demokratyczne było organizacją dobrowolną, respektującą nieograniczone prawo do secesji każdego obywatela. Jak sam to ujął: „liberalizm nie wymusza na nikim przynależności do państwa. Ktokolwiek pragnie emigrować, może to śmiało uczynić. Jeśli jakaś grupa obywateli pragnie odłączyć się od unii, liberalizm w żaden sposób jej nie powstrzymuje. Kolonie, które zapragną niepodległości muszą to tylko ogłosić.” (Nation, State, and Economy, Nowy Jork 1983). Mam jednak poważne obawy, że w imię swoiście pojętej obrony praw człowieka i demokratycznej prawomocności, wspólnota międzynarodowa na czele z ONZ nie pozwoli somalijskim klanom na pozostanie w społeczności bezpaństwowej.
Historia uczy, że większość organizacji państwowych, która kiedykolwiek istniała w dziejach człowieka, powstawała przy wykorzystaniu wzorców i wpływów zewnętrznych. Naród somalijski ma jednak pecha, gdyż obalając socjalistyczny rząd Siada Barrego trafił na czasy dominacji innych antykapitalistycznych ideologii politycznych: socjaldemokracji, demokratycznego kapitalizmu, społecznej gospodarki rynkowej i innych antyliberalnych programów i rozwiązań. Żadne państwo nie spełnia obecnie misesowskiego kryterium państwa demokratycznego. Współczesne demokracje są raczej organizacjami opartymi na przymusowej przynależności.
Trudno w tej chwili przewidzieć, co wydarzy się w Somalii. Ważne, że przynajmniej w pewnym stopniu hobbesowski mit państwa jako protektora zapewniającego wewnętrzne i zewnętrzne bezpieczeństwo, bez którego miałby zapanować totalny chaos i wojna wszystkich ze wszystkimi, został naruszony. Często uważamy państwo za zło konieczne. A może dzisiaj dzięki Somalijczykom, zdobędziemy się na odwagę, by zacząć przynajmniej głośno myśleć, że można je uznać za ”zło niekonieczne”? Afryka jest kolebką ludzkości. Czy pozwolimy jej na to, by została również kolebką uporządkowanej anarchii?
———————————————
Opcja na Prawo 10 (58) 2006, s. 15-18.
Zdjęcie u góry: Somaliland, Wikimedia
Hejka, bardzo ciekawy wpis. Czekam na więcej.
Pozdrawiam .