Aleksandra Szypowska, studentka filologii klasycznej w Cambridge, pomaga migrantom w prowizorycznym obozie w Calais na przedmieściach nadmorskiej miejscowości we Francji, który nazywany jest potocznie „dżunglą”. W wywiadzie opowiada, że jest tam piekło.
„Jest tam pełno błota, pełno wody deszczowej. Ludzie nie mają tam odpowiednich warunków do zamieszkania, nie mają dostępu do podstawowych środków higieny. Toalety są w opłakanym stanie, jest tylko kilka źródeł bieżącej wody” – czytam i myślą biegnę do Lindy, dzielnicy na przedmieściach Lusaki, stolicy Zambii, gdzie spędziłem ostatnie 6 lat. Też nie było wody. A w porze deszczowej pełno błota. Prądu nie było kilka godzin dziennie. Jest jedna różnica. Mieszka tam kilkanaście tysięcy ludzi i nikt nie nazywa tego piekłem. Może dlatego, że nie mogą uciec.
Dla mieszkańców Lindy to o niebo lepsze miejsce od tego, gdzie byli wcześniej. Jest w pobliżu duże miasto. Jest nadzieja, że będzie lepiej. Też chcieliby żyć w lepszym świecie, ale nie mają kilku tysięcy euro, by pojechać do Calais i sprawić sobie taką nadzieję.
Wczoraj w archikatedrze pw. św. Jana Chrzciciela w Warszawie został zainaugurowany Tydzień Modlitw za uchodźców „Umrzeć z nadziei”. Podczas ekumenicznej modlitwy, której przewodniczył kard. Kazimierz Nycz, wysłuchałem świadectwa Nabihaj i Antona, chrześcijańskiego małżeństwa uchodźców z Syrii. Wojna zmusiła ich do ucieczki. Schronienie znaleźli w Polsce. Dwóch synów udało się im wcześniej wysłać do Europy. Za ich przerzut zapłacili po 13 tys. euro.
„13 tys. euro?” – znowu myślami podbiegłem do Lindy. Gdyby ktoś na obrzeżach Lusaki miał tyle pieniędzy, nie myślałby już o wyjeździe do Europy, tylko zabrałby się za wywiercenie studni. Młodzi ludzie w Lindzie mają też inne marzenia. Syn mojego przyjaciela z Lindy zdał maturę z wyróżnieniem i dostał się na studia inżynieryjne na państwowym uniwersytecie w Lusace, ale nie rozpoczął wymarzonych studiów. Brakuje mu kilku tysięcy euro, by zapłacić czesne i akademik za pierwszy rok.
Za pokój można zapłacić każdą cenę. Ale w Calais są nie tylko uchodźcy, którzy uciekli przed wojną, ale również migranci, którzy opuścili obrzeża innych afrykańskich miast w poszukiwaniu lepszego życia. Dlaczego ryzykują życiem?
Jałmużnik papieski abp Konrad Krajewski w wywiadzie dla TVN24 powiedział: „Drodzy państwo, zapraszam na statki, na wyławianie ciał, skoro nie chcemy pomagać”. Arcybiskup był na Lampedusie, gdzie utopiło się 350 osób. Na polecenie papieża Franciszka przez cały tydzień towarzyszył nurkom na pontonach przy wyławianiu ciał.
Ratując życie, ratownicy nie pytają, dlaczego ci ludzie znaleźli się na morzu. Tutaj jest przestrzeń na konkretny uczynek miłosierdzia co do ciała. Wczoraj w katedrze modliliśmy się za uchodźców i migrantów, którzy zginęli w drodze do Europy. Tutaj również nie stawialiśmy pytań. To przestrzeń dla modlitwy, czyli uczynku miłosierdzia co do duszy.
Ludzie z rożnych motywów opuszczają swoje domy. Jedni uciekają w poszukiwaniu pokoju, inni szukają lepszego życia. Wielu z nich umiera w drodze do Europy. Dlaczego? Każdy ma swoją odpowiedź. Zachowajmy ją w tym tygodniu dla siebie.
Dziękuję za ten tekst. Dotarł do mnie.
Dziś też się pomodlę.