Za kilka miesięcy do Krakowa przyjedzie tysiące młodych ludzi na Światowe Dni Młodzieży (ŚDM). Pierwsze ŚDM miały miejsce w Rzymie w 1985 r., gdzie młodzież przyjechała na zaproszenie św. Jana Pawła II (+2005). Celem tych spotkań jest modlitwa i wspólnie spędzony czas w międzynarodowym gronie.
W tym roku młodzież spotka się z papieżem Franciszkiem w Polsce. Do odległego Krakowa wybiera się również młodzież z Zambii. Od kilku miesięcy słyszę o organizacji wyjazdu na ŚDM. Szkoda, że nie było takiego zamieszania przed beatyfikacją Benedykta Daswy (+ 1990) w ubiegłym roku. Nikt wtedy nie zorganizował wyjazdu do RPA, a bł. Benedykt to pierwszy w tej części Afryki rodzimy męczennik, który w stopniu heroicznym wykazał się cnotą wiary i nie uległ szamańskim praktykom.
ŚDM przyciągają miliony młodzieży. Rekord padł w Manili na Filipinach, gdzie na spotkanie z św. Janem Paweł II w 1995 r. przybyły 4 miliony młodzieży. Trzy lata temu do Rio de Janeiro w Brazylii przyjechało 3,7 mln młodzieży, by modlić się razem z Franciszkiem. W Krakowie spodziewanych jest ok. 2 mln uczestników.
Kościół ma pomysł na dużą kościelną imprezę dla młodzieży, ale przygotowania do ŚDM w Krakowie pokazują, że nie potrafi on sam znaleźć prywatnych sponsorów. Kościół w Polsce wyciąga rękę na dofinansowanie swojego pomysłu z funduszy państwowych. Według projektu budżetu państwa na 2016 rok na dofinansowanie ŚDM ma być przeznaczonych ponad 100 mln złotych.
Kardynał Stanisław Dziwisz, metropolita krakowski, twierdzi, że pieniądze rządowe będą przeznaczone tylko na logistykę i bezpieczeństwo ŚDM, a strona kościelna pokryje wszelkie koszty spotkań o charakterze religijnym i celebracji liturgicznych. Przeznaczenie z budżetu państwa takiej sumy pieniędzy rodzi wiele kontrowersji i niepotrzebnych emocji. Argument, że poprawiona infrastruktura i odnowione obiekty będą wykorzystywane po ŚDM, jest niewystarczający, gdyż chodzi tutaj przed wszystkim o moralny wymiar tego projektu.
Strona kościelna nie widzi w dofinansowywaniu ŚDM niczego niewłaściwego, gdyż wynika to z popieranej przez Kościół koncepcji państwa, które w swoich zadaniach ma finansowanie kultury. Według biskupów katolicy, którzy stanowią większość obywateli tego kraju i płacą podatki, mają prawo do tego, aby ŚDM były po części pokrywane z budżetu państwa. Ale na zadania państwa można spojrzeć z zupełnie innej pozycji. Rola państwa może polegać wyłącznie na ochronie życia, zdrowia, wolności i prywatnej własności przed przemocą i agresją.
Z wolnorynkowego punktu widzenia dofinansowywanie jest przede wszystkim nie do przyjęcia, gdyż pochodzi ono z obciążeń fiskalnych pobieranych przez państwo od obywateli pod przymusem. Do tego dochodzi jeszcze jego ekonomiczny aspekt. Projekty dofinansowywane z budżetu państwa nie pozwalają na osiągniecie informacji zwrotnej o tym, czy dostarczane dobro lub usługa odzwierciedla realny popyt na rynku. Poza tym dofinansowywanie zabija zawsze ducha przedsiębiorczości i osłabia kreatywność.
W obliczu nieprzewidywalnej przyszłości wszyscy musimy podejmować ryzyko. Dotyczy to również Kościoła. Dobry przykład dają nam święci, od których możemy uczyć się, jak ryzykować. Św. Arnold Janssen (+1909), założyciel werbistów, zawsze zawierzał wszystko Bogu, mówiąc: „pieniądze są w kieszeniach dobrych ludzi”. Otrzymywane ofiary były dla niego znakiem, że projekty nad którymi pracował, były zgodne z wolą Boga.
Beatyfikacja Benedykta Daswy i podobne religijne kościelne uroczystości odbywają się bez dofinansowywania z budżetu państwa. Myślę, że warto byłoby zaryzykować i następne ŚDM zorganizować tylko z funduszy ofiarowanych przez prywatnych sponsorów oraz pieniędzy pochodzących od samych uczestników. Byłby to najlepszy test na sprawdzenie tego, czy forma i sama idea ŚDM jest zgodna z Bożą wolą.
Racja całkowita. Dobrze, że Ksiądz zwrócił na to uwagę.
Błagam, 4 mln (te cztery miliony) PRZYBYŁY, nie przybyło. W sferze języka też warto dbać o staranność i profesjonalizm.