Kościół i księża nie powinni mieszać się do polityki. Czy jest to możliwe? W ostatnich dniach papież Franciszek pokazał, że każda wypowiedź – nawet ta na pozór neutralna – ma de facto polityczne zabarwienie.
Podczas spotkania z 30 odosobową delegacją „„Poissons roses” (pol. „Różowe ryby”), ruchu politycznego działającego przy Partii Socjalistycznej, oraz „Esprit civique” (pol. „Duch obywatelski”), skupiającego osoby o poglądach chrześcijańskich i lewicowych, papież wyznał, że Francja „powinna stać się krajem bardziej świeckim”. Jego wypowiedź – nie po raz już pierwszy – wzbudziła wiele kontrowersji i pojawiło się wiele negatywnych komentarzy w Internecie.
W obronie papieża stanął Franciszek Kucharczak z Gościa Niedzielnego („Ludzie, nie bójcie się papieża”), pisząc: „Franciszek, wzywając Francję do większej „świeckości”, zastosował zgrabną zasadzkę intelektualną po to, żeby powiedzieć coś dokładnie odwrotnego niż sugeruje pierwsze wrażenie”. W przeciwieństwie do internautów – jak sugeruje dziennikarz Gościa Niedzielnego – bardzo dobrze zrozumiałem jego intencje i dlatego tym większe moje zaniepokojenie. Za świeckością w tym drugim znaczeniu, tzn. za zdrową świeckością, która nie jest laicyzacją, kryje się pewna określona wizja świata, z którą papież się identyfikuje. Na czym ona polega? Odpowiedź na to pytanie dał już sam autor artykułu, twierdząc, że szkoła powinna być świecka. I tu jest istota problemu. Szkoła powinna być prywatna, a szczególnym tego przypadkiem jest nauczanie domowe.
Czekam teraz na spotkanie Franciszka z rodzicami, którzy walczą o prawo do nauczania swoich dzieci w domu. Istnieje uzasadniona obawa, że miałoby to zabarwienie polityczne, ale takim było również przyjęcie przez papieża socjalistów, którzy opowiadają się za państwowym szkolnictwem. Wiem, co papież miał na myśli, ale nie mogę się z nim zgodzić, gdyż budowanie zdrowego świeckiego państwa w duchu francuskim najpierw pozbawia ludzi wolności do dysponowania ich owocami pracy, a później za ich pieniądze świecki rząd stwarza im pozory wolnego wyboru.
Polityczny wymiar mają także wypowiedzi bp. T. Pieronka, który w ostatnich dniach wziął w obronę Lecha Wałęsę, nie wierząc w jego agenturalną przeszłość. Dla niego L. Wałęsa pozostanie na zawsze bohaterem bez względu na fakty. Ks. biskup nie zauważa, że w rzeczywistości opowiada się bardziej za konkretną opcją polityczną, która jest mu bliska i na której zbudowano III RP, niż za odkryciem prawdy o bohaterze „Solidarności”. Aleksander Kwaśniewski nie owija w bawełnę i stwierdza wprost, że nowy układ zbudowano na kompromisie i był on najlepszym z możliwych.
Broniąc L. Wałęsy, bp. Pieronek twierdzi tym samym, że istotne dla procesu powstania III RP były rozmowy w Magdalence, które rozpoczęły się we wrześniu 1988 r., a świadkami tych rozmów od spotkania w Wilanowie miesiąc później na prośbę Episkopatu byli ks. Alojzy Orszulik i bp. Tadeusz Gocłowski. Ksiądz arcybiskup później wielokrotnie stanowczo podkreślał, że w Magdalence nie było żadnej próby stworzenia układu, który pozwoliłby komunistom pozostać na politycznej scenie w Polsce i w życiu gospodarczym. Abp T. Gocłowski nie był w stanie prawdopodobnie niczego dostrzec, gdyż na rozmowy w Magdalence patrzył z perspektywy swojego światopoglądu. Nie ma w tym nic dziwnego, gdyż tak zrobiłby każdy inny obserwator.
Czy bp. T. Pieronek i abp T. Gocłowski są w swoich opiniach obiektywni? Polityka nie jest tylko pójściem na kompromis. Tak działają politycy, ale Kościół powinien kontestować rzeczywistość i ciągle poszukiwać nowych rozwiązań w oparciu o zdrową wizję osoby, a nie dostosowywać się do politycznej koniunktury i bieżącej mody.
Obecny system ekonomiczny, w którym wydatki socjalne są pokrywane z wysokich podatków, Jesús Huerta de Soto, współczesny hiszpański ekonomista i przedstawiciel austriackiej szkoły ekonomii, definiuje jako antyhumanitarny, gdyż ogranicza on ludziom swobodne korzystanie z ich przedsiębiorczych zdolności. Jest on złem, ponieważ człowiek nie może dążyć do odkrytych przez siebie celów z użyciem środków, które uważa za najwłaściwsze z jego punktu widzenia z poszanowaniem prawa do własności prywatnej i integralności cielesnej drugiej osoby. Za taką wizją świata opowiadają się libertarianie. Czy bp Pieronek i abp Gocłowski brali taką opcję kiedykolwiek pod uwagę?
Wychodzi na to, że wszystko jest polityką. Pisząc książki o ekonomii profesor H. de Soto uprawia politykę. Inni stoją po przeciwnej stronie i wszystko jest jasne. Ale są jeszcze tacy pośrodku, o których S. Lec powiedział († 1966): „Nie lubię tych, co na czerwony sztandar patrzą przez różowe okulary”.
o. Jacek Gniadek SVD
Zdjęcie: MabelAmber
W tym, ze papiez postuluje, iz Francja 'powinna stać się krajem bardziej świeckim’ nie widze powodu, aby te wypowiedz traktowac jako kontrowersyjna.
Lewaccy politycy wmawiaja sobie i spoleczenstwu, ze mozliwe jest uprawianie polityki w oderwaniu od rzeczywistosci religijnej. Jaskrawym tego przykladem jest tuszowanie przez nich faktu, ze zrodlem islamskiego terroryzmu jest swieta ksiega koranu. Religia byla, jest i bedzie. Nawet samemu Jezusowi nie udalo sie jej unicestwic.
Zas rozdzial panstwa od religii nigdy nie istnial, nie istnieje i wszystko wskazuje na to, ze nie przestanie istniec. Podobnie rozdzial pomiedzy polityka a religia, to tylko zludne haslo i sprytny manewr semantyczny synagogi szatana.
Kazdy system polityczny idzie w parze z jakims okultyzmem religijnym. Kazda ideologia to teologia jakiegos boga. Kazda partia polityczna – jako liturgiczne wcielenie tej ideo-teologii – funkcjonuje na zasadzie przywilejow sekty szamanskiej z najwyzszym arcykaplanem (przewodniczacym partii czy jakiejs innej szarej eminencji) na czele. Jedyny wybor jaki mamy, to wybor pomiedzy jednym z bogow razem z jego slugami (politykami). Praktycznie wybor ten ogranicza sie do tego, ze albo ktos oddaje poklon lucyferowi, albo idzie za Chrystusem.
W tym tez to kontekscie postrzegam Francje i wypowiedz Franciszka. Co mam konkretnie na mysli? Dzis Francja nie jest ani panstwem ateistycznym ani swieckim. Francuzi (i nie tylko) 'demokratycznie’ wymienili kosciol Chrystusa na synagoge szatana, a apostolow Jezusa na ministrantow diabla (cf. Jan 8:44).
W rzeczywistosci powyzsza wypowiedz Francisza to polityczno-okultystyczny postulat wzywajacy do tworzenia elit Chrzescijanskich i przejecia wladzy od masonsko-kabalistycznych arcykaplanow lucyfera.
Czy bp. T. Pieronek i abp T. Gocłowski są w swoich opiniach obiektywni? W tym pytaniu obiektywizm zdaje sie byc raczej „subiektywny”. Wszystko zalezy od tego, po stronie czyjej prawdy ci panowie stoja.
Wczoraj mialem okazje blizej przyjrzec sie zaprojektowanemu przez jezuite „logo milosierdzia”. Jakos odruchowo „dzielo” to skojarzylo mi sie z powyzszym artykulem i „rozowymi okularami”.
Przy tej okazji nasuwal mi sie wniosek, ze kosciol katolicki ulega dramatycznie szybkiej masonizacji (symbolika „logo milosierdzia” w ksztalcie wielowymiarowego wszechwidzacego oka, „piramidowy” jezyk papieza to tylko niektore widzialne tego znaki) . Zdrada wartosci Chrystusowych, syjonistyczno-lucyferianska infiltracja hierarchii doprowadzila vatykan i tym samym caly kosciol katolicki nad skraj przepasci. Zas swiadoma islamizacja europy i milczace na to przyzwolenie hierarhii to ostani gwozdz do trumny. Ale moze to i dobrze… Jesli taka wola Boga, to bedziemy trwac w katakumbach i czekac na moment kiedy Chrystus ostatecznie straci niemilosiernego allacha i ojca klamstwa (J 8:44) do czelusci.