Sytuacja na granicy polsko-białoruskiej przykuwa uwagę Polaków i świata. O. Marcin Wrzos OMI, redaktor naczelny „Misyjnych dróg” na portalu www.misyjne.pl w swoim felietonie z 20-go października br. napisał, że nie jest za otwarciem granic, ale jednocześnie nie jest za budowaniem na wschodniej granicy muru. Jak to ze sobą pogodzić?
Ojciec Wrzos używa całej gamy ewangelicznych i humanitarnych argumentów. Mówi o chrześcijańskiej gościnności. Przypomina, że Jezus sam był uchodźcą. Za papieżem Franciszkiem powtarza, że chrześcijanin powinien budować mosty, a nie mury. Problem polega na tym, że o. Wrzos chce budować mosty przez zamknięte granice państwa. Pisze, że powinniśmy przyjąć migrantów i rozstrzygać z czasem, czy można ich pozostawić w kraju.
W czasie tego sporu na temat migrantów na naszej wschodniej granicy pojawiła się na rynku książka amerykańskiego ekonomisty Bryana Caplana „Otwarte granice” wydana przez Instytut Misesa. Caplan twierdzi, że otwarcie granic rozwiązałoby problem światowego ubóstwa. Też jestem za otwarciem granic, ale wolę używać zdecydowanie wolnościowych argumentów. Jedno i drugie wymaga rezygnacji z państwa opiekuńczego, które jak magnes przyciąga migrantów z całego świata do Europy kuszonych zasiłkiem socjalnym, a nie możliwością pracy na wolnym rynku.
Werbistowskie Centrum Migranta Fu Shenfu powstało oficjalnie w 2005 roku. Wszystko zaczęło się znacznie wcześniej od pomocy nielegalnym imigrantom głównie z Wietnamu, którzy handlowali na dawnym Stadionie Dziesięciolecia w Warszawie. Werbiści pomagali im w zdobyciu pobytu tolerowanego, który dawał im szanse na pracę, ale bez osłony socjalnej. To im w zupełności wystarczało. Poznałem w tym czasie Wietnamczyka, który przekroczył na wchodzie nielegalnie granicę. Rano był jeszcze nad Bugiem, a po południu sprzedawał już buty razem ze swoim wujkiem z Wietnamu na straganie w Warszawie.
W 2012 r. była kolejna abolicja dla nielegalnie przebywających na terenie Polski cudzoziemców. Większość z nich to byli Wietnamczycy. Wśród trzech tysięcy imigrantów, którzy zalegalizowali swój pobyt w Polsce, był także obywatel Ghany. Do dzisiaj jesteśmy z nim w kontakcie. Wszyscy pracowali kiedyś na czarno bez papierów. Abolicja pokazuje, że nielegalny imigrant może zostać kiedyś legalnym. Wszystko wymaga czasu. Nie ma idealnego świata. Rzeczywistość nie jest tylko czarno-biała.
Na wietnamskich imigrantów przymykamy oko, ponieważ przyjeżdżają do pracy. Polacy mają o nich bardzo dobre zdanie i cenią ich pracowitość. Żal mi się robi, kiedy widzę Wietnamczyków w strzeżonym ośrodku dla cudzoziemców, których złapano na nielegalnym przekraczaniu granicy. Wiem, że za przemyt musieli zapłacili kilka tysięcy dolarów. Często na ich podróż do Polski składała się cała rodzina. W areszcie czekają na deportację i po powrocie do Wietnamu będą musieli zmierzyć się z finansową katastrofą. Powstają wtedy pytania.
Czy nie mogłoby być innej kary za nielegalne przekroczenie granicy? Czy wietnamski kucharz jest zagrożeniem dla bezpieczeństwa Polski? Czy świat nie mógłby wyglądać inaczej? Może i mógłby, ale Kościół z pewnością w tym nie pomaga. Dzisiaj nie ma dobrego klimatu do mówienia o migrantach w Polsce. Kościół podejmuje ten temat, kiedy pojawia się on w środkach masowego przekazu. Tak było w 2016 r., kiedy Polacy podzielili się na zwolenników i przeciwników korytarzy humanitarnych dla migrantów z Bliskiego Wschodu i Afryki. W tym czasie bp Grzegorz Ryś, zwolennik korytarzy humanitarnych, był zaproszony z wykładem na Zjazd Stowarzyszenia Teologów Moralistów w Zakopanem, w którym ubolewał, że Kościół w Polsce nic nie robi dla migrantów. Byłem też w Zakopanym i nie omieszkałem wspomnieć o Centrum Migranta, o którym biskup wcześniej nic nie słyszał.
Dzisiaj temat migrantów powraca. Mamy nowy problem. Żywo dyskutujemy, czy procedura 'push-back’ i odsyłanie nielegalnych imigrantów za polską granicę jest dopuszczalne. Zapominamy o tym, co kiedyś pod koniec swojego życia powiedział Milton Friedman, amerykański ekonomista i laureat nagrody Nobla w tej dziedzinie: „Albo państwo opiekuńcze, albo otwarte granice. Tych dwóch spraw nie da się pogodzić”.
Najlepszym rozwiązaniem jest mur. Nie mur na granicy, ale mur, który oddzieliłby nas od państwa opiekuńczego, które jest problemem, a nie imigranci.
——————————————
Komunikaty SVD, 11/2021, str. 17-18.
Zdjęcie o góry: Imigranci handlujący na Stadionie X-lecia (Warszawa 2007). Fot. Jacek Gniadek SVD
Lekcja jezyka polskiego w Centrum Migranta Fu Shenfu, , Warszawa 2018,. Fot. Jacek Gniadek SVD.