Na początku Wielkiego Postu były kiedyś Suche Dni. Tak było aż do 1965 r., kiedy zostały one zniesione po Soborze Watykańskim II. Suche Dni to celebracja środy, piątku i soboty. Praktykowane były cztery razy w roku, jako dni modlitwy przebłagalnej i dziękczynnej.
Suche Dni, zwane także kwartalnymi, były obchodzone na początku każdej z czterech pór roku. Na początku Wielkiego Postu modlono się o ducha pokuty. Dlaczego akurat te dni? Środa to dzień zdrady Judasza i wydania Pana Jezusa Sanhedrynowi. Piątek to pamiątka męki i krzyżowej śmierci Zbawiciela. A w sobotę ciało Jezusa spoczywało w grobie. W te dni obowiązywał post ścisły, a więc taki sam, jak dzisiaj tylko w Środę Popielcową i Wielki Piątek. Suche Dni są bardzo mocno związane z kultem Męki Pańskiej. Można na nie patrzeć jeszcze z innej perspektywy. W świecie na co dzień zmagamy się z rzadkością zasobów w stosunku do nieograniczonych potrzeb. Rzadkość, jedno z podstawowych pojęć w ekonomii, nie jest kategorią historyczną, która może ulec kiedyś zmianie. Istnieje ona od momentu, kiedy człowiek został wygnany z raju i jest dzisiaj stałym elementem stworzonego świata. Ciągłe pokonywanie tej rzadkości jest wpisane w historię zbawienia każdego człowieka.
Pamiętam ostatni Adwent. Byłem zaproszony na kilka spotkań opłatkowych. Zwyczaj ten sięga czasów PRL-u. Wtedy w miejscach pracy był tylko opłatek. Z pewnością dlatego, że świąteczne jedzenie było dobrem rzadkim i każdy trzymał je schowane na święta. Dzisiaj, już w Adwencie, stoły uginają się od świątecznych pokarmów. Napychamy się słodyczami i śpiewamy kolędy. Żyje się nam lepiej. Wiele dóbr, które kiedyś były trudno dostępne, dzisiaj są na wyciągniecie ręki. Dobrem rzadkim staje się za to cierpliwość i umiarkowanie w jedzeniu i piciu. Kiedyś makowiec jadłem po raz pierwszy dopiero po wieczerzy wigilijnej. Czekałem na to cały Adwent. Nie było w tym nic nadzwyczajnego. Kiedy idę na dobrą kolację, mam w zwyczaju nie jeść obiadu. Dlaczego nie robić tego przed Bożym Narodzeniem?
Narzekamy w Kościele na konsumpcjonizm, który zabija w nas ducha pokuty. Zamiast bić się we własne piersi, oskarżamy o to, Bogu ducha winny, rynek. To, że wszystko jest teraz w sklepach, nie oznacza, że musimy to wszystko mieć i używać w dowolnym czasie. Już Klemens Aleksandryjski (+215) zwrócił na to uwagę, że to człowiek nadaje wartość rzeczom dostępnym mu w tym świecie. Czas Wielkiego Postu jest dobry, aby zastanowić się nad własną piramidą wartości. Kiedyś było łatwiej. Żyliśmy w świecie, w którym kultura była budowana w oparciu o wartości chrześcijańskie. Dzisiaj jesteśmy pozostawieni sami sobie. Kościół też nam raczej w tym nie pomaga, liberalizując swoje przepisy dotyczące postów.
Św. Jan Paweł II zinterpretował zjawisko konsumpcjonizmu, jako błąd mentalny, który nie ma ścisłego związku z określonym systemem, bądź ustrojem polityczno-gospodarczym (por. Centesiums annus 36). Konsumpcjonizm nie ma swojego początku w sferze ekonomii, lecz na poziomie kultury. Za współczesny konsumpcjonizm nie odpowiada więc gospodarka wolnorynkowa, która bywa przez kaznodziejów często o to obwiniana. Istota problemu tkwi w kulturze, która, oderwana od etyki, sprzyja absolutyzacji sfery ekonomii i kreuje quasi-kulturę ekonomizmu z pragmatyczno-hedonistycznym systemem wartości.
Gospodarka jest tylko jednym z aspektów działalności człowieka i dlatego rola Kościoła w przeciwstawianiu się konsumpcjonizmowi jest tak istotna. Powinna polegać na wychowaniu do właściwych wyborów poprzez budowanie cywilizacji miłości. W samym systemie gospodarczym nie ma odpowiednich kryteriów, które pozwalają na poprawne odróżnienie potrzeb autentycznych od sztucznie stwarzanych. Cukiernik może nie być w ogóle chrześcijaninem. Nie wiedzieć, czym jest Adwent. Zauważa, że makowiec schodzi mu dobrze w grudniu, więc produkuje go w tym czasie więcej. Nie możemy mu tego zabronić. Nauczanie Kościoła szanuje zakres wolności jednostki w systemie społecznej współpracy opartej na społecznym podziale pracy i prywatnej własności.
W Wielkim Poście rozpoczyna się akcja duchowego wsparcia polskich misjonarzy „Misjonarz na Wielki Post”. Organizatorzy na stronie internetowej niczego nie sugerują. Piszą tylko, że każdy ma swoje ulubione formy modlitwy. Czy będzie nią post? W dawnych czasach święcenia kapłańskie miały miejsce w Suche Dni. Nie wystarczyło, że na Barnabę i Saula nałożono ręce. Uczyniono to dopiero po odprawieniu postów (por. Dz 13,3). Szkoda, że w Kościele idziemy z duchem czasu. Kiedyś Suche Dni miały swoje szczegółowe intencje. W Adwencie modlono się za rodziny, po uroczystości zesłania Ducha Świętego były to dni modlitw o powołania do służby w Kościele, a we wrześniu Kościół modlił się za dzieci i młodzież oraz wychowawców.
Nie wiem, jak było przed Soborem Watykańskim II. Dzisiaj widzę, że nie mamy nowych powołań, jest kryzys rodziny, problem z młodzieżą i brakuje nam ducha pokuty.
—————————————
Komunikaty SVD 2/2019, s. 17-18.
Przydrożny sklepik w Lindzie na obrzeżach Lusaki, stolicy Zambii. (fot. Jacek Gniadek SVD)
Odpowiem księdzu na ostatni akapit: dlaczego jest mało powołań do życia konsekrowanego. Przyczyny są dwie: religia w szkołach oraz biskupi.
Dzieci i młodzież nie lubią szkoły, traktują lekcje i naukę jako zło konieczne, to nastawienie dotyczy również lekcji religii. Na dodatek KEP wprowadziła fatalne programy nauki tego przedmiotu, czego efektem jest niechęć dzieci i młodzieży do religii w ogóle. Gdy dodamy częste zjawisko złych nauczycieli tego przedmiotu, zarówno księży, jak i świeckich katechetów, to trudno się dziwić katastrofie w powołaniach.
Jak porównuję biskupów powojennych, z okresu PRL i obecnych, to widzę ogromną przepaść między nimi. Współcześni biskupi, wg mojego przekonania, nie potrafiliby przeprowadzić KK przez okres PRL. Obecny episkopat to jest po prostu tragedia. Biskupi nie reagują na ważne wydarzenia społeczne, na kampanie LGBT, gender itp. lub czynią to z wielkim opóźnieniem i niemrawo, pozostawiając wiernych samymi sobie. Biskupi w swojej większości bardziej liczą się z opinią lewicowych mediów, niż ze swoimi wiernymi. Przypadek abp. Paetza, do dzisiaj nie załatwiony, również źle świadczy o polskim episkopacie. Zlikwidowano seminarium w diecezji sosnowieckiej z podobnych powodów, z jakich odsunięto abp. Paetza od urzędu, a biskup ordynariusz nadal pełni tam swoją funkcję. W czasach kard. Wyszyńskiego to by nie było możliwe.
Jakie powody wpłynęły na to, że Kościół złagodził surowość dawnych postów? Przede wszystkim osłabienie wiary, a co za tym idzie i pobożności u wiernych.