– Dotacje to zupełnie błędna alokacja środków, które mogłyby być wydane w całkowicie inny sposób, a potem się dziwimy, że nie jesteśmy bogatsi – uważa ks. Jacek Gniadek SVD, werbista-misjonarz w Afryce, aktualnie pracujący w Werbistowskim Centrum Migranta Fu Shenfu w Warszawie, które zajmuje się pomocą dla obcokrajowców.
Pracował ksiądz w Afryce i uważa, że Czarnemu Lądowi należy pomagać nie poprzez wysyłanie tam pieniędzy, a współpracę gospodarczą, handel, inwestycje prywatne. Tymczasem Unia Europejska stosuje bariery celne nie tylko wobec krajów Afryki, a wobec większości krajów świata. Co ksiądz o tym sądzi?
Dlatego nie rozumiem tego euroentuzjazmu. Unia Europejska się zamyka. Myśli, że jest samowystarczalna. W efekcie brakuje współpracy, żeby odkryć w Afryce i innych miejscach partnera, człowieka, który ma talenty.
Dlaczego Bruksela otworzyła się na imigrantów, głównie z Afryki?
Nie wiadomo, o co chodzi z tymi imigrantami, bo odległość jest kosmiczna, jeśli chodzi o przepaść cywilizacyjną między nami. Kiedy pracowałem w slumsach w Lusace, odkryłem coś, co może zaskoczyć. W biednej dzielnicy Linda nie ma ani jednej szkoły państwowej, są tylko prywatne. Gdyby oni sobie tych szkół nie założyli, to nie byłoby żadnych szkół. Jest wolny rynek edukacji i płaci się czesne. Można pomagać ludziom w Afryce, którzy osiągnęli już pewien sukces i w ten sposób promować przedsiębiorczość. Gdybym dał ludziom na obrzeżach Lusaki po 10 tys. euro, tyle potrzebowaliby, by dotrzeć do Europy, to zostaliby na miejscu. Podejrzewam, że pierwszą rzeczą, którą by zrobili, to zbudowali swoją prywatną studnię.
Przed wejściem Polski do Unii Europejskiej zarówno politycy, jak i hierarchowie Kościoła mówili Polakom, że polski Kościół i nasza wiara wpłynie na Europę Zachodnią w ten sposób, że ona wróci do religii, do korzeni chrześcijańskich. Stało się dokładnie odwrotnie – to zachodnioeuropejski laicyzm i ateizm są coraz silniejsze w Polsce. Dlaczego tak się stało?
Błędem jest to, że zdecydowaliśmy się na wejście do Unii Europejskiej, bo od początku jest to projekt polityczny. Ja byłbym za tym projektem, gdyby to był projekt gospodarczy: znosimy granice, zaczynamy handlować ze sobą, wprowadzamy więcej wolności gospodarczej po jednej i po drugiej stronie. Europa nie jest obszarem wolnorynkowym. Jest to inna forma socjalizmu, który można nazwać państwowym interwencjonizmem daleko posuniętym w połączeniu z państwem opiekuńczym. To oni mają błędną antropologię. Brakuje tych chrześcijańskich wartości. Ale widzę, że polscy europosłowie głosują bardzo podobnie jak ich partnerzy zachodnioeuropejscy. Nie widzę, żeby polscy politycy byli w opozycji. Kościół chciał być koniem trojańskim w Unii Europejskiej. Powinien mówić, mieć donioślejszy głos, sprzeciwiać się pewnym trendom. Przykład z mojego podwórka. Ostatnio byłem w Częstochowie i widzę napisy przy kościołach, że remont został sfinansowany ze środków Unii Europejskiej. Z jednej strony Kościół sięga po środki unijne, tak, jakby nie wiedział, skąd one pochodzą, co jest źródłem tych pieniędzy. Nie jest to dobrowolna współpraca, a przymusowe i wysokie obciążenia fiskalne. Na przykład remontuje się boczne ołtarze, które mogłyby być nieremontowane, bo w dzisiejszych czasach się ich nie używa. Kościół w Polsce nie krytykuje w sposób konstruktywny tego, co jest w Unii Europejskiej, skupiając się na zawężonym wymiarze, na przykład krytykując edukację seksualną, która jest zachwalana przez Unię. Natomiast w ogóle nie widzi człowieka, jak on działa w przestrzeni gospodarczej. W Unii Europejskiej tym systemem jest socjalizm, a w socjalizmie jednostka przestaje się liczyć. W ten sposób tracimy wolność. A wiele jest takich zabytkowych kościołów w Polsce, które remontuje się z dotacji. Ja rozumiem, że jest to zabytek, ale powinniśmy sami je remontować, sami powinniśmy znaleźć prywatnych sponsorów. Jest to znacznie bezpieczniejsze niż branie pieniędzy od państwa. Dotacje uzależniają nas od państwa i są niewłaściwe z moralnego punktu widzenia.
Czyli uważa ksiądz, że dotacje unijne dla Polski są złe?
Każda dotacja jest zła, bo o alokacji środków decyduje urzędnik, który nie wie absolutnie, co dzieje się na rynku. Gdyby miał być przedsiębiorcą, to by nie był urzędnikiem. Dotacje to są pieniądze zabierane przedsiębiorcom. W Polsce praca jest wysoko opodatkowana. Tak więc zabiera się pieniądze przedsiębiorcom, którzy odnieśli sukces i wiedzą, jak to robić, i przeznacza się je na inwestycje, zatrzymując połowę na biurokrację. Są to pieniądze odhumanizowane, redystrybuowane przez urzędników. Podam dwa przykłady z życia misjonarza. Pracowałem wiele lat temu w Liberii jako wolontariusz przy projektach humanitarnych. Był projekt w obozie dla uchodźców – produkcja mydła. Tylko po co był ten projekt dla ludzi, którzy i tak wrócą do swoich wiosek, a na lokalnym rynku mydło można było kupić taniej niż czynniki składowe do produkcji mydła w obozie? Chciałem to zmienić, ale nie mogłem, bo taki był projekt. Drugi przykład ze studnią, którą budowałem jako misjonarz w Zambii. To był projekt z polskiej ambasady w RPA. Skusiłem się po raz ostatni, z poprzednich się wyspowiadałem. Okazało się, że znowu wdepnąłem na jakąś minę, ponieważ po kilku dniach zorientowałem się, że można to zrobić inaczej. Chodziło o to, że zamiast długiego kabla pod ziemią, energię elektryczną mogłem pobrać z pobliskiego słupa. Oznaczałoby to oszczędność 20 proc. wartości tego projektu, dzięki czemu można by zbudować nie jedną, a dwie wieże. Otrzymałem informację, że niestety nie mogę tego zmienić, bo projekt już w takiej wersji został zatwierdzony. Powiedziałem, że tracimy 2 tys. dolarów na rzecz, którą można alokować w inny sposób. Ostatecznie zrobiłem to zdroworozsądkowo – na pokaz wpuściliśmy w ziemię 100-metrowy kabel. Była kontrola, zrobili zdjęcia, wyjechali. Na drugi dzień oddałem kabel i wydałem te pieniądze uczciwie, zgodnie z tym, co zrobiłby każdy człowiek, który byłby ich właścicielem. To pokazuje, że pieniądze na tego typu projekty są wydawane przez urzędników i nie mają nic wspólnego z życiem. Własność prywatna nie jest dodatkiem do naszego życia; ona jest niezbędnym elementem kalkulacji ekonomicznej. Jeśli pozbawimy się własności prywatnej, to tak jak ten urzędnik, nie będziemy wiedzieli, co robić i jak, ile co kosztuje. Taki urzędnik żyje jakby w kosmosie. Jeśli ja jako osoba prywatna popełnię błąd, to stracę tylko własne pieniądze. Jeżeli urzędnik popełni błąd, to stracą wszyscy. Dotacje to zupełnie błędna alokacja środków, które mogłyby być wydane w całkowicie inny sposób, a potem się dziwimy, że nie jesteśmy bogatsi, a my zamiast inwestować te pieniądze, to je konsumujemy.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Tomasz Cukiernik