Dieta i egzorta

Po raz drugi wybrałem się do Villi Carpatia w Żołyni k. Łańcuta. – Otyłość jest chorobą – usłyszałem na wykładzie od dietetyczki. Na sali byli stali bywalcy wczasów zdrowotnych, ale były też osoby z poważnie zachwianym bilansem energetycznym. Wszyscy uważnie słuchali. Każdy wiedział dlaczego tu przyjechał.

Tym razem w Żołyni zrezygnowałem z porannych spacerów z kijkami w pobliskim lesie. Od siedmiu lat, po powrocie z Afryki, codziennie chodzę ulicami Warszawy, a kilka razy w miesiącu jadę do lasu koło Starej Miłosnej lub wybieram się do Puszczy Kampinoskiej. Skoncentrowałem się tym razem na poście warzywno-owocowym i gimnastyce rozciągającej. Poświęciłem też czas na wykłady. Człowiek potrzebuje motywacji, a taką daje spotkanie z wykładowcą na żywo.

Dowiedziałem się, że okienko żywieniowe nie przyniesie efektu, jeśli dostarczę organizmowi więcej energii, niż jest to mu potrzebne. Śniadanie najlepiej zjeść do dwóch godzin po przebudzeniu, a kolacje trzy godziny przed spaniem. Na nowo poukładałem sobie wszystko w głowie, dostosowując dietę do moich realiów, by nie wpaść w stres. Kiedyś ludzie cieszyli się, że coś zjedli, a dzisiaj żałują, że zjedli za dużo. Postanowiłem wnieść poprawkę do moich suchych dni kwartalnych i będę pościł teraz od środy do soboty bez przerwy w czwartek. Efekt autofagii może zostać uzyskany, gdy post trwa minimum 16 godzin.

Wcześniej byłem na corocznych rekolekcjach w Nysie. Co drugi rok jeżdżę na rekolekcje prywatne. Tym razem tematem była duchowość i osoba św. Arnolda Janssena. Ojciec Dariusz Pielak SVD, tegoroczny rekolekcjonista, prócz interesujących konferencji, które rzuciły nowe światło na arnoldową duchowość, zaproponował podczas rekolekcji wspólne dzielenie się tym, w jaki sposób Założyciel wpłynął na nasze powołanie. Wsłuchiwanie się w opowieści innych pomaga wzrastać w wierze i misjonarz na nowo odnajduje wewnętrzną motywację do działania.

O zbalansowanej diecie mogę przeczytać książkę lub obejrzeć film. Mogłem przeczytać też książkę o duchowości werbistowskiej. Słuchanie drugiej osoby stanowi jednak istotną różnicę. Dawniej wiedzieli o tym nasi przełożeni. Pamiętam egzorty z czasów seminaryjnych w Nysie. Były one zwoływane przez rektora seminarium w sali wykładowej. Omawiał on wtedy bieżące sprawy z życia wspólnoty. Przedstawiał swoje zdanie na temat niektórych wydarzeń i dzięki temu mogłem się dowiedzieć, jaki był jego światopogląd.

Egzorta znaczy napomnienie, ale nie była ona tylko monologiem. Był też czas na zadawanie pytań. W Nysie byłem w latach 1985-87. Były to ciężkie czasy po stanie wojennym. Narzekaliśmy na jedzenie i podczas jednej egzorty daliśmy upust naszym emocjom i niezadowoleniu. – Przyjdzie wkrótce następny rektor i z nim wszystko załatwiajcie – odpowiedział O. Edward Perczak SVD (+1994), rektor seminarium w Nysie. Wkrótce po wyborach okazało się, że o. Perczak został znowu rektorem. Na pierwszej egzorcie powróciliśmy znowu do tematu kuchni. – Dajcie mi pół roku. Jestem tu nowy i potrzebuję trochę czasu, by się rozejrzeć – odpowiedział z dyplomatycznym uśmiechem rektor. Wszyscy parsknęli śmiechem i nikt więcej nie wracał już do tego tematu.

Wspólnota jest jak drużyna. Potrzebuje trenera, który będzie ją prowadził. Przełożony ma inny punkt widzenia. Ma więcej informacji. Kiedyś u jezuitów to była główna funkcja przełożonego. Przełożony nie tylko mówił, ale także słuchał współbraci. Tak robi dobry trener. Harry Truman, amerykański polityk i prezydent USA, nazwał kiedyś przywództwo „sztuką nakłaniania ludzi do zrobienia tego, co i tak powinni byli zrobić”. Chris Lowney w książce „Heroiczne przywództwo. Tajemnice sukcesu firmy istniejącej ponad 450 lat” pisze, że jezuici poszyli o jeden krok dalej. Przełożony nie ogranicza się tylko do tego, by nakłonić współbraci do robienia tego, co powinni, ale wyposaża ich w umiejętności, dzięki którym sami dostrzegą to, co należy. Samoświadomość jest kluczem do przywództwa, a każdy powinien być w pierwszym rzędzie przywódcą samego siebie.

O tym, że otyłość jest chorobą, dobrze wiemy. Możemy o tym przeczytać. Możemy obejrzeć za darmo film w Internecie. To nie wystarczy. Wiedzą o tym wielkie korporacje i wynajmują w tym celu trenerów i mówców motywacyjnych. Szkoda, że zakony, które robiły to o wiele wcześniej, rezygnują z własnych narzędzi, które pozwoliły im przez wieki przetrwać i odnosić sukcesy.

——————-

Komunikaty SVD – Czerwiec 2013, str. 21-22.

Zdjęcie u góry: Dieta warzywno-owocowa w Żołyni k. Łańcuta. Fot. Jacek Gniadek SVD.

Villa Carpatia w Żołyni. Fot. Jacek Gniadek SVD

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to top