Finis coronat opus
7 kwietnia 2014
W Ewangelii o wskrzeszeniu Łazarza (V Niedziela Wielkiego Postu) Jezus po raz kolejny nie został właściwie zrozumiany. Marta na pytanie Jezusa, czy wierzy, że jej brat zmartwychwstanie, odpowiedziała: „Tak wierzę, że zmartwychwstanie w czasie zmartwychwstania w dniu ostatecznym „(J 11, 24). Jezus miał coś innego na myśli. Każdy, kto w Niego wierzy, nigdy nie umrze. Zmartwychwstania nie możemy odkładać na jutro.
To nie pierwszy raz, kiedy Jezus nie został właściwie zrozumiany. Wspomina o tym św. Jan w swojej Ewangelii. Pierwsze nieporozumienie dotyczyło zburzenia świątyni i jej odbudowy w ciągu trzech dni. Jezus miał na myśli świątynię swojego ciała (J 2, 19.). Później doszło do nieporozumienia z samarytanką przy studni. Jezus mówił o wodzie, ale nie o tej, którą można zaczerpnąć ze źródła Jakuba (J 4, 11). Kolejne niezrozumienie miało miejsce podczas mowy eucharystycznej, po której wielu uczniów odeszło od Jezusa (J 6, 66).
Jezus był Żydem. Przemawiał do Żydów. Używał tego samego języka. Skąd więc tyle nieporozumień? Słuchający Go Żydzi nie byli w stanie przestawić się na ewangeliczny sposób myślenia. Ciągle patrzyli na Jezusa czysto po ludzku.
Ostatnio doświadczyłem serii duszpasterskich nieporozumień na parafii w Lindzie. Złożyła się na to między innymi nieformalna zachęta lokalnego biskupa, aby raz w miesiącu wprowadzić ” healing Mass” na parafiach. Odmówiłem radzie parafialnej, tłumacząc wielokrotnie, że Jezus uzdrawia w każdej Mszy św. Do mojego języka kaznodziejskiego wprowadziłem pojęcie „Wielkiego Uzdrowiciela”. Przy okazji odkryłem pewną nieścisłość w tłumaczeniu mszału na chichiewa. Fragment „niech moja dusza będzie uzdrowiona” został przetłumaczony „niech moja dusza czuje się dobrze”. Jest to jedno z nielicznych miejsc, gdzie w mszale występuje słowo „uzdrowić”. Tak jest we wszystkich znanych mi językach. Nie ma go tylko w zambijskim mszale.
Drugie nieporozumienie dotyczyło dziesięciny. W parafialnej gazetce i w kazaniach tłumaczyłem, że taka narzucona forma finansowego wsparcia wspólnoty nie istnieje w kościele katolickim. To wpływ protestanckiej teologii sukcesu, która zatacza coraz szersze kręgi. W kościele katolickim są dobrowolne ofiary. Reguluje to w sposób jednoznaczny przykazanie kościelne, które przypomina, że wierni mają obowiązek dbania o potrzeby wspólnoty Kościoła, ale każdy według swoich możliwości.
Trzecie nieporozumienie. Na spotkaniu grupy liturgicznej przed wielkim postem, ktoś mnie zapytał, czy środa popielcowa jest obowiązkowym świętem. Odpowiedziałem, że tylko post jest obowiązkowy. Dodałem, że pójście na Eucharystię w tym dniu jest jak najbardziej wskazane, ale posypanie popiołem nie powinno być postrzegane jako ósmy sakrament.
Wszystkie moje wypowiedzi i decyzje zostały opacznie zinterpretowane, ale po prawie sześciogodzinnym spotkaniu z radą parafialną w ubiegłą sobotę wszystkie nieporozumienia zostały wyjaśnione i problem przestał istnieć. Często w kontaktach międzykulturowych dochodzi do takich nieporozumień. Zdążyłem się już do tego przyzwyczaić. Po raz kolejny przekonałem się, że rzeczy oczywiste nie zawsze są dla wszystkich oczywiste. Muszę być bardziej cierpliwy.
Ale jest pewna dziedzina życia, w której każdy operuje tymi samymi kategoriami pojęciowymi bez względu na kulturowe pochodzenie i gdzie wszystko, nawet dla prostego człowieka, jest oczywiste.
Kilka dni temu spotkałem przed kościołem parafiankę, która niedawno zaczęła sprowadzać towary z Chin do Zambii. Dowiedziałem się, że od dwóch tygodni za jednego dolara potrzeba zapłacić prawie o jednego kwacha więcej (1 USD = 6,15 ZMK). Handel z Chinami z dnia na dzień przestał być dla niej opłacalny.
Tego samego dnia odwoziłem murarzy do domu, którzy pracują przy budowie przedszkola dla przyszłych przedsiębiorców. Rozmawialiśmy o polityce zambijskiej i zahaczyliśmy o temat podatków. Murarzom płacę tygodniówki. Nie odprowadzam od tego podatku. Podatku nie płacą również murarze. Ale jeden z murarzy nie zgodził się z moim stwierdzeniem. „Jak to nie płacimy podatku? – powiedział lekko urażony – a np. ukryty podatek w paliwie. Gdyby ropa była tańsza, transport byłby tańszy”. Trudno się z nim nie zgodzić. Litr paliwa w Zambii kosztuje dzisiaj prawie tyle samo co w Polsce, a dniówka zambijskiego murarza wynosi w tej chwili mniej niż 10 dolarów.
Moi parafianie nie studiowali ekonomii. Wszyscy ludzie, niezależnie od rasy, wykazują taką samą logikę myślenia i mogą wyciągnąć z procesu myślenia te same wnioski. Zasady popytu i podaży są uniwersalne. Podobnie z kategorią zysku i strat.
Jest jeden warunek. Kalkulacja ekonomiczna – jak trafnie zauważa Ludwig von Mises – jest możliwa tylko w warunkach gospodarki wolnorynkowej. Socjalistyczne, centralne planowanie i obalenie własności prywatnej prowadzi do wyrugowania ekonomicznej kalkulacji, a to oznacza koniec wszelkiej ekonomicznej racjonalności.
W Zambii już tak kiedyś było. Zasady kalkulacji ekonomicznej przestały funkcjonować. W 1967 r. Kenneth Kaunda ogłosił politykę filozofii humanizmu, będącą afrykańską odmianą socjalizmu. Pod koniec lat osiemdziesiątych ubiegłego stulecia 80% gospodarki należało do sektora państwowego. Znacjonalizowana gospodarka była nieskuteczna i nieekonomiczna.
Dzisiaj pierwszy socjalistyczny prezydent Zambii kreowany jest na afrykańskiego męża stanu. Ostatnio widziałem go na otwarciu wystawy poświęconej ks. kardynałowi Adamowi Kozłowieckiemu w Lusace. Czy nie jest to jakieś nieporozumienie?
—————-
Zdjęcia: Modlitwa nad katechumenami w Lindzie. Fot. Archiwum, Jacek Gniadek SVD.
Mam wrażenie, że u nas w Polsce nie wszyscy mają pojęcie ile podatków i opłat jest w cenie paliwa, to stanowi około połowę ceny. I jestem zaskoczona oburzeniem tego murarza, na to że on nie płaci podatków. To świadczy o jego świadomości ekonomicznej, czym udowadnia, że może nie wszystkie, ale część podatków płaci!