W Rzeszowie odbyły się niedawno wybory na prezydenta tego miasta. Startowało czterech kandydatów. Na ostatnim miejscu znalazł się kandydat, który jako jedyny swojej kampanii nie budował na centralnej redystrybucji dochodów. Otrzymał tylko 9,15 proc. głosów. Wychodzi na to, że tylko co dziesiąty rzeszowianin nie pożąda rzeczy bliźniego swego.
Taki model państwa dominuje dzisiaj we współczesnych rozwiniętych krajach Zachodu. Zbudowany jest na błędnej koncepcji człowieka i dobrze, że zostało to w końcu dostrzeżone przez polskich biskupów. Rada Społeczna Episkopatu przygotowała projekt dokumentu pt. „Przestrzeń wspólnej nadziei, przestrzeń dobra wspólnego”, który był omawiany podczas ostatniego zebrania plenarnego KEP w Kalwarii Zebrzydowskiej.
Dokument zwraca uwagę na niebezpieczeństwo ograniczania polityki społecznej państwa do wymiaru transferów finansowych i przestrzega przed tzw. państwem opiekuńczym. Mamy więc w końcu powrót do nauczania Jana Pawła II. W swojej najbardziej prorynkowej encyklice „Centesimus annus” polski papież pisał, że w takim państwie, przy ogromnych kosztach, „dominuje logika biurokratyczna, aniżeli troska o to, by służyć korzystającym z nich ludziom”.
Taką troską nie jest podwyższenie płacy minimalnej. Podwyższając minimalne wynagrodzenie, rząd zwiększa swoje wpływy podatkowe do budżetu i dlatego tak usilnie o to zabiega. Prof. Robert Gwiazdowski trafnie zauważa, że przy płacy brutto 2,8 tys. zł miesięcznie i podwyżce minimalnego wynagrodzenia o 200 zł pracownik zyska 141 zł, a rząd 104 zł. Należy pamiętać, że wynagrodzenie to nie jedyny koszt zatrudnienia.
Państwo opiekuńcze pod pozorem troski o dobro wspólne rości sobie dzisiaj prawo do ingerowania niemalże w każdy aspekt naszego życia. Trudno więc po–wiedzieć, jak zrobili to biskupi, że czas pandemii był „czasem narodowej solidarności”, który w zdecydowanej większości wspólnie zdaliśmy. Był to czas, w którym nie dopuszczono do głosu ludzi, którzy mają odmienną ocenę sytuacji i inne rozwiązania do tych narzuconych przez rząd bez społecznej konsultacji.
Jest dzisiaj niestety coraz mniej przestrzeni wolności, w której ludzie mogliby podejmować wolne decyzje. Biskupi zauważają trafnie, że pokusa nadmiernego upaństwowienia sfery publicznej prowadzi do osłabienia podmiotowego wymiaru działającego człowieka. Solidarność, odpowiedzialność i zaangażowanie możliwe są tylko tam, gdzie jest szacunek dla własności prywatnej, a rząd pozwala ludziom działać.
Warto więc wrócić do zdroworozsądkowej ekonomii. Kościół miał w swoich szeregach takich ekonomistów, ale dziś o nich zapomniał. Był nim m.in. św. Bernardyn ze Sienny. Ten średniowieczny asceta pisał pozytywnie o zysku i zawstydziłby dzisiaj niejednego konserwatywnego liberała. Nie widział nic złego w działalności handlowej i sprzedawaniu towarów drożej w innym miejscu. Było to dla niego czymś zupełnie naturalnym. Twierdził, że niemożliwe jest ustalenie sprawiedliwego dochodu. Zyski lub straty zależą od wahania cen. „Jeśli legalne jest tracenie, to i wygrywanie musi być też legalne”.
Korzeniem wszelkiego zła nie jest pieniądz, ale chciwość pieniędzy (por. 1 Tym 6, 10)
——————
Forum Polskiej Gospodarki 6/2021, str. 13.
Fot.: pixabay.com