Nie można być odpowiedzialnym, jeśli nie jest się człowiekiem wolnym. Z wolnością idzie odpowiedzialność za swoje czyny – mówi misjonarz werbista o. Jacek Gniadek SVD w rozmowie z Pawłem Kotem.
Czy można powiedzieć, że Bóg kocha wolność?
– Tak, to jeden z największych darów, które nam dał. Bóg sam jest wolny, więc skoro stworzył nas na Swój obraz i podobieństwo, chce, żebyśmy również byli wolni – żebyśmy sami odpowiedzieli na jego miłość. W Księdze Powtórzonego Prawa Pan Bóg mówi do narodu wybranego: Kładę przed wami życie i śmierć. Wybierajcie życie (por. Pwt 30,15). Mamy więc zawsze wybór. Możemy Boga wybrać, możemy Go też odrzucić. Bóg sobie to ceni i nie chce, żebyśmy robili cokolwiek pod przymusem. Co ciekawe, zanim my w ogóle odpowiemy na Jego głos, żeby pójść za nim, daje nam łaskę uprzednią. Bo On nie będzie rozmawiał z niewolnikiem – niewolnikiem własnych pożądań, własnych grzechów. Jeżeli Bóg z nami rozmawia, to wcześniej dotyka nas już Swoją miłością. Stajemy się wolni, żebyśmy mogli w ogóle odpowiedzieć – niewolnik nie byłby w stanie tego zrobić. Więc tak – Bóg kocha wolność i daje nam łaskę, żebyśmy żyli w wolności.
Pan Bóg daje nam jednak także przykazania…
– Gdy daje nam przykazania, to chce, żeby stały się one naszą „mapą drogową”. O tym mówi św. Jan Paweł II w encyklice Veritatis splendor: dekalog musi stać się naszym wyborem, musimy go odkryć. Te przykazania to rzeczy, które mamy w pełni akceptować jako narzędzia do zbawienia. Przestrzegam ich, bo uważam, że tylko w ten sposób mogę zrealizować moje powołanie i zrealizować cel, jakim jest Królestwo Boże. To wszystko musi się odbywać w przestrzeni wolności.
Czy wolność jest w nierozwiązywalny sposób powiązana z odpowiedzialnością?
– Tak, oczywiście, nie można być odpowiedzialnym, jeśli nie jest się człowiekiem wolnym. Z wolnością idzie odpowiedzialność za swoje czyny. Bo jeżeli nie byłbym wolny, to nie ponosiłbym odpowiedzialności za swoje czyny. Byłbym zmuszony do wykonywania tych czy innych czynności. Mogę zrobić cokolwiek chcę, ale za to będę ponosił konsekwencje. Konsekwencją tego, że odpowiem Bogu „nie”, jest potępienie.
Na czym polegała wolność Maryi? Jakie miała znaczenie?
– To jest rzecz niesamowita w historii ludzkości, ponieważ zbawienie świata zostało uzależnione od fiat Maryi. Bóg przygotował ją, by była Matką Jego Syna, naszego Zbawiciela. Ale Bóg nie zmusił Jej, żeby tą Matką została. On wszedł z Nią w dialog. To jest rzecz absolutnie wyjątkowa, biorąc jeszcze pod uwagę cały kontekst ówczesnej żydowskiej kultury. Wtedy żaden mężczyzna nigdy nie rozmawiał z kobietą na poważnie. Tymczasem tutaj: młoda dziewczyna rozmawia z Bogiem Wszechmogącym i On pyta Ją o jej zdanie. A ona jeszcze nie dowierza i pyta się: Jak mi się to stanie? Od tego fiat zależało wszystko i dzięki temu, że powiedziała Bogu „tak”, mamy Jezusa, mamy wcielenie i mamy Zmartwychwstanie. To jest doskonały przykład na to, że wolność jest darem, a nie jest przeszkodą w otwarciu się na Boże plany.
Jakie znaczenie ma wolność dla naszych działań, także tych gospodarczych?
– Świat bez wolności nie będzie nigdy światem lepszym. Uważam, że nigdy nie powinno się rozdzielać homo oeconomicus od homo religiosus. Ktoś kiedyś dokonał takiego podziału, uważając, że są to dwa sprzeczne cele – że nie można „być w tym świecie na całego”, a jednocześnie być człowiekiem religijnym, bo rzekomo są to dwie sprzeczności. Uważam, że nie. Człowiek jest jednocześnie istotą duchową i cielesną. Żyje w tym świecie, który jest nam dany dla naszego zbawienia, który nie jest czymś złym. Nie możemy mówić, że bogacenie się, pomnażanie talentów jest czymś złym, skoro mamy na przykład przypowieść o talentach. Widać bardzo – nazwijmy to – wolnorynkowe nastawienie Jezusa, który mówi nam, że mamy pomnażać… Mało tego – nie nakreśla nam żadnej granicy, jak bardzo mamy to pomnażać. Po prostu mamy to robić do ostatniego dnia, kiedy jesteśmy, i nie chodzi tutaj o konsumpcję, tylko o to, żeby być twórczym. Uważam, że gdzie jak gdzie, ale w ekonomii człowiek bardzo doświadcza tego, że jest stworzony na obraz i podobieństwo samego Boga. W tej sferze jest twórcą, bo przedsiębiorca bardzo często tworzy coś z niczego. Coś, co do tej pory nie istniało. Zresztą rynek jest dla mnie jednym wielkim „cudem”. Cudem jest to, że mamy tyle rzeczy dostępnych na rynku, że ludzie się wymieniają, produkują… Leonard Read, amerykański ekonomista, napisał taką książeczkę Ja, ołówek. Pokazuje w niej, że teoretycznie prosty ołówek jest cudem ludzkiej pracy, ponieważ potrzeba tysięcy operacji, żeby mógł powstać. Nikt nie jest w stanie samodzielnie go wykonać. Albo popatrzmy na pizzę, na której są oliwki, ananas, różne inne rzeczy. Gdy ją biorę do ręki, widzę, że jest na niej cały świat. Jest to spontaniczna współpraca ludzi. Żaden rząd przecież pizzy nie wymyślił. Kiedyś ta pizza, gdy powstała we Włoszech, była bardzo uboga. To był tylko kawałek ciasta z pomidorem i małym kawałkiem ryby. Natomiast dzisiaj to jest całe bogactwo różnych rzeczy, które pochodzą z różnych zakątków świata, dzięki wolnej wymianie. Gdy jem pizzę, to wychwalam Pana Boga i dziękuję Mu za ten cud, który mam przed sobą. Podobnie, gdy biorę do ręki ołówek…
Czy można więc mówić o czymś takim, jak powołanie do bycia przedsiębiorcą?
– Uważam, że człowiek jest powołany do wszystkiego, co robi. Każdy w jakiś sposób się w tym świecie realizuje. Świętość uzyskujemy poprzez wykonywanie tego, do czego zostaliśmy powołani. Bycie przedsiębiorcą nie jest niczym złym, choć często tak nam się to kojarzy – że przedsiębiorca dochodzi do zysku poprzez nieuczciwość. Trzeba odróżnić przedsiębiorcę od złodzieja. Złodziej jest złodziejem, natomiast przedsiębiorca używa środków zgodnych z dekalogiem, zgodnych z etyką i moralnością chrześcijańską. Pamiętajmy jednak, że dla przedsiębiorcy prowadzenie firmy nie jest ostatecznym celem. To jest tylko środek do zdobycia Królestwa Niebieskiego.
Jakie znaczenie dla naszego życia ma własność?
– Bóg stworzył świat i oddał go nam w posiadanie. On jest Twórcą, a to dobro zostało nam tylko powierzone – kiedyś się kończy. Jest więc narzędziem, abyśmy mogli w tym świecie żyć. Własność jest jednak bardzo ważna. Ma swój potencjał, który jest niezrozumiały nawet dla wielu ekonomistów. Własność prywatna jest narzędziem kalkulacji ekonomicznej. Ona daje nam gwarancje bezpieczeństwa. Dzięki niej, jak napisał św. Jan Paweł II w encyklice Centesimus annus, możemy odkryć naszą godność. Tylko wtedy, gdy posiadamy coś na własność, zaczynamy odnosić do siebie rzeczy w tym świecie i nadawać im wartość. Gdy niczego nie posiadamy, pozostajemy bez narzędzi, które mogłyby pomóc w tym świecie się poruszać. Tam, gdzie nie ma własności prywatnej, tam jest bieda – tam ludzie nie potrafią poruszać się w skomplikowanym systemie wymiany. Przykładem tego jest w tej chwili Wenezuela. Jak mówił Jan Paweł II, nie jest ważne, co naród ma pod ziemią, ważne jest to, co ma w głowach. Powinniśmy z wielkim szacunkiem podchodzić do własności prywatnej. Nie powinniśmy z niej rezygnować, ponieważ to może się źle skończyć… Jeśli pozbawi się ludzi owoców ich pracy, czyli własności prywatnej, można rządzić duszami. Można to robić na różne sposoby – kiedyś był to komunizm. Pozbawiano nas środków produkcji, bo państwo uważało, że będzie mogło produkować potrzebne nam rzeczy. Ale oczywiście nie potrafiło, i to wszystko upadło. Dzisiaj mamy inną sytuację – przedsiębiorców pozbawia się owoców pracy – to jest taki wulgarny socjalizm. Opodatkowuje się ludzi bardzo wysoko, a później dzieli to na różne programy socjalne, które po pewnym czasie zawsze źle działają. Wielu ludzi przyzwyczaja się, że dostaje coś od państwa i w ten sposób pozbywają się oni odpowiedzialności za swoje życie. Nie takimi chce widzieć nas Pan Bóg. Taka forma jest w pewien sposób gorsza, bo bardzo często nie zauważa się, że jest to właśnie socjalizm. I to jest tragedia naszych czasów.
Dziękuję za rozmowę.