Ucieszyłem się, kiedy ukazało się motu proprio Summorum Pontificum Benedykta XVI dotyczące nadzwyczajnej formy rytu rzymskiego. Wielość form jest bogactwem. Podchodzę do tego też jako wolnorynkowiec ;-)) Po wpisie na Twitterze, który jest ilustracją poniższego tekstu, tego nie widzę. Podobnych komentarzy jest sporo w Internecie. Przypuszczam, że są także ludzie, którzy chodzą na taką Mszę i nie uważają, że ich Msza jest lepsza od Novus Ordo Missae.
Dlaczego ten wpis? Przedwczoraj zmarł mój współbrat. śp. Stanisław Ograbek SVD, który ponad 50 lat przepracował na misjach w Indonezji. Jego wyjazd, podobnie jak pozostałych polskich werbistów pod koniec lat sześćdziesiątych, był cudem. Pisałem o tym wczoraj w Już za życia byli legendą. Zostali wyświęceni po II Soborze Watykańskim jeszcze przed wprowadzeniu zmian liturgicznych w Polsce. Studia teologiczne robili w Pieniężnie po łacinie. Na misje wyjechali już jako młodzi kapłani zafascynowani posoborowymi zmianami. Tam dokonali cudu. Mamy tam teraz ponad tysiąc werbistów w czterech prowincjach. Generałem Zgromadzenia został Indonezyjczyk. W Polskiej prowincji mamy młodych misjonarzy z Indonezji.
Misjonarze, którzy wyjechali do Indonezji, byli przesiąknięci soborową ideą aggiornamento. Tacy byli wszyscy werbiści w tamtym czasie. Byli moimi wykładowcami i wychowawcami. To w seminarium nauczyłem się, by sięgać po wszystkie modlitwy eucharystyczne, włącznie z Rzymskim Kanonem. To od modernistycznych wykładowców nauczyłem się, że głoszenie Dobrej Nowiny to nie prozelityzm, a dawanie świadectwa. To od wykładowców, którzy nie wykładali już po łacinie, a robili to wcześniej, nauczyłem się, że Ewangelię należy głosić w języku zrozumiałem dla innych, co nie oznacza pójścia na kompromisy natury dogmatycznej i moralnej. A od misjonarzy będących na wakacjach w Polsce uczyłem się, że chrześcijańska jedność, jak jedność świętych Piotra i Pawła, nie jest jednością w jednolitości, ale jednością w różnorodności. Jestem wychowankiem modernistów. Jestem tego świadomy. Widzę plusy i minusy. W Kościele nigdy nie było tylko jednej frakcji. Nawet w czasach Apostolskich wspólnota w Koryncie podzieliła się na zwolenników Pawła, Piotra i Apollosa.
Dzisiaj rano odprawiłem Mszę św. stojąc obok mojego współbrata z Indonezji, który trzy tygodnie temu przyjechał do Polski i uczy się polskiego. Czy nie łatwiej byłoby po łacinie? Nie wiem. Kiedyś za sprawą pewnego Macedończyka, który we śnie poprosił św. Pawła o głoszenie Słowa w Europie, Apostoł Narodów nie poszedł do Azji (por. Dz 16, 6-10). Dzisiaj nie odprawiamy Mszy św. po łacinie, ponieważ śp. o. Ograbek nie nauczył młodych Indonezyjczyków łaciny. Taki był jego wybór. Aggiornamento było dla niego wskazówką jak sen dla św. Pawła. Wszystko ma swój czas w Bożych planach.
Przed Mszą św. sprawdziłem moją skrzynkę mailową i znalazłem w niej maila od współbrata z Indonezji z prośbą o pozwolenie na przetłumaczenie mojego wpisu „Już za życia byli legendą”. Dostałem w załączniku jego zdjęcie z o. Stefanem Wroszem SVD, jednym z ostatnich żyjących jeszcze polskich werbistów z tamtej ekipy, która wyjechała do Indonezji w czasach PRL-u. Oni dla nich też są legendą.
Na dzisiejszą Mszę św., którą wszyscy kapłani w moim Zgromadzeniu ofiarują ku czci Ducha Świętego, przygotowałem krótka homilię. Przed Mszą św. odczytaliśmy wspólną intencję, która zaczyna się od tych słów: „Gromadzimy się przy Twoim ołtarzu, na którym Twój Syn, ponawiając tajemnicę Krzyża, ofiaruje się jako okup na zbawienie świata…”. W dzisiejszej Ewangelii faryzeusze żądają od Jezusa znaku, a ten im odpowiada, że żaden znak nie będzie im dany (por. Mk 8, 11-13). Powiedziałem do współbraci : „Faryzeusze mieli swoje własne wyobrażenie o Bogu i chcieli, aby Jezus się do nich dostosował. Uczeń nie popełniania tego błędu i nie mówi Jezusowi, jak ma działać. Skupia się na szukaniu Go czystym i szczerym sercem”. Bóg ma swoje plany i nie daje się sprowadzić do naszych utartych schematów.
W ubiegłym roku przeczytałem wpis ks. Wojciecha Węgrzyniaka Msza z Guy Gilbertem. Byłem kiedyś na spotkaniu z tym wyjątkowym księdzem w Belgii jeszcze jako seminarzysta. Czytałem jego książki, a La rue est mon église zabrałem nawet na mój pierwszy wyjazd do Afryki. Ks. Węgrzyniak opisuje na swoim blogu Eucharystię, która była celebrowana przez ks. Gilberta, francuskiego kapłana pracującego od ponad 50 lat wśród trudnej młodzieży na obrzeżach Paryża. „Dziwna Msza. Miałem wrażenie jakbym wrócił do czasów pierwotnego Kościoła i opisów Eucharystii św. Justyna. Czułem się na niej dobrze. Zadawałem sobie pytanie, czy była ważna, ale to, co do ważności potrzebne było wszystko: ksiądz, chleb, wino, woda, formuła konsekracyjna. Prawie wszystko inne było improwizacją, w której jednak przebijała troska o Boga i człowieka” – tak o Eucharystii sprawowanej przez francuskiego księdza pisze polski biblista (podkreślenie moje).
Znam instrukcję Redemptionis Sacramentum, czyli o tym, co należy zachowywać, a czego unikać w związku z Najświętszą Eucharystią. Podobnie jak ks. Węgrzyniak, nigdy nie odprawiłbym Mszy św. tak, jak zrobił to ks. Gilbert. A może Kościół powinien wprowadzić jeszcze jeden ryt, np. „liberlano-katolicki”? „Wtedy ci wszyscy, co nie mieszczą się w rubrykach, ze spokojnym sumieniem odprawialiby Eucharystię, trzymając się tego, co konieczne a czując się wolnymi w tym, co niekonieczne” – pisze na zakończenie polski biblista.
Po wielu latach spędzonych na misjach w Afryce i w międzynarodowym misyjnym Zgromadzeniu widzę, że nie wszytko jest takie proste.
„Poznacie ich po ich owocach”.
Sądzę, że warto jest uczyć się na historii innych. Na przykład na postepie w kościołach protestanckich chociażby w takich krajach skandynawskich. Setki lat eformi „ulepszeń” doprowadziły te kościoły do samounicestwienia. Oczywiście jako instytucje wciąż istnieją ale Boga to już w nich chyba nie ma.