Na zakończenie cyklu wykładów radiowych, 24 grudnia 1969 r. w rozgłośni Hessian Rundfunk, ks. Józef Ratzinger powiedział: „Z dzisiejszego kryzysu wyłoni się Kościół, który straci wiele. Stanie się nieliczny i będzie musiał rozpocząć na nowo, mniej więcej od początków”. Po trzydziestu latach wróciłem do Belgii i zobaczyłem Kościół, który wygląda tak, jak opisywał to kiedyś młody teolog, a obecnie papież emeryt.
W drugą niedzielę Adwentu padał śnieg. Na Mszę świętą przyszło około 40 osób. – Przy lepszej pogodnie jest trochę więcej wiernych – powiedział mi po powrocie ks. Tomasz Kania, polski misjonarz, którego pojechałem zastąpić. Kiedyś przychodziło do kościoła więcej wiernych. Podejrzewam, że były tu tłumy. Paliseul to miasteczko, które liczy pięć tysięcy mieszańców. Duży kościół w stylu neogotyckim pochodzi z początków ubiegłego wieku. Każdego dnia chodziłem na długie spacery. Z oddali widziałem wieżę kościoła. Tak kiedyś wyglądało każde belgijskie miasteczko, ale wkrótce przejdzie to do historii.
Ciągle spadająca liczba wiernych, księży i powołań, wymusza na biskupie diecezji Namur, podjęcie decyzji o zamknięciu większości z 900 kościołów. 200 z nich, jako obiekty zabytkowe, będzie zachowanych. 200 zostanie przekształconych w jednostki duszpasterskie (fr. l’unité pastorale), skupiające po kilka dawnych parafii. 500 kościołów zostanie zdesakralizowanych lub przeznaczonych na inne cele albo po prostu zburzonych.
Czy jest to objaw kryzysu Kościoła w Belgii? Myślę, że wszystko zaczęło się dużo wcześniej. Belgijski Kościół posiadał kiedyś wiele dóbr, które zostały mu odebrane przez państwo po rewolucji francuskiej. Wszystkie kościoły i plebanie należą teraz do państwa i są utrzymywane z funduszu kościelnego. W czasach kiedy wszyscy Belgowie chodzili do Kościoła, nikt nie zawracał sobie tym głowy. Dzisiaj jest już za późno, by to zmienić. Przyszłość Kościoła w dużej mierze zależy teraz od decyzji polityków, którzy nie mają wiele wspólnego z Kościołem.
Kościoły spełniły swoje zadanie – teraz stoją puste. Czas dostatku i przepychu się skończył. W Namur byłem w sklepie odzieżowym, który znajduje się w murach zabytkowego kościoła na Szlaku Jakubowym. Jest to zabytek, więc wszystko pozostało nietknięte. Chyba nikt z kupujących nie zwraca uwagi na to, że robi zakupy w dawnym kościele. Ludzie przechodzą obojętnie obok konfesjonału, tabernakulum, ambonki i figur świętych. Nad nimi, w dawnym prezbiterium, wisi wielki krzyż. Chodziłem po sklepie i również czułem obojętność. Sakralne elementy, klientom sklepu odzieżowego, z niczym się nie kojarzyły. Ja miałem wrażenie, że jestem na granicy dwóch epok i nie odczuwałem żalu, że coś się kończy. Jednak czy zacznie się coś nowego?
Święty Ignacy Loyola uczył swoich nowicjuszy obojętności, gdyż daje ona poczucie zrównoważenia. Zakonnik może wtedy rozeznać w wolności wszystkie strategiczne opcje. Chris Lowney, autor Heroicznego przywództwa, ma rację, że innowacyjność zależy w dużej mierze od obojętności. To ona daje pełną swobodę w odczytaniu zmieniającego się świata i pozwala się w nim odnaleźć. Dzięki obojętności zakonnik jest wolny od nieuporządkowanych przywiązań, miejsc, dobrobytu i przeszłości. Taką obojętność poczułem w sklepie w Namur i dlatego byłem w stanie wyobrazić sobie przyszłość Kościoła na Zachodzie bez obecnych kościołów.
W powszedni dzień odprawiałem Mszę świętą w małej kaplicy na rozdrożu dwóch dróg wychodzących z Paliseul. Przychodzi tu zazwyczaj kilka starszych osób. Taka jest rzeczywistość. I taka będzie najbliższa przyszłość. Nie będzie wielkich uroczystości i tłumów. Będzie to Kościół ubogi i pozbawiony przywilejów. Nie będzie nad Paliseul wielkiej wieży kościoła i dzwonów wzywających na Anioł Pański. I stanie się to, o czym mówił młody ks. J. Ratzinger: „Wtedy ludzie zobaczą tą małą trzódkę wierzących, jako coś kompletnie nowego: odkryją ją jako nadzieję dla nich, odpowiedź, której zawsze w tajemnicy szukali”. – Czy nie lepiej to wszystko wyburzyć i zbudować coś nowego, zaczynając od małej grupki nowych wiernych? Dzisiaj właścicielem kościelnych budynków w tym kraju jest państwo, za ich utrzymanie płaci rząd. Czas zacząć coś nowego na swoim – pomyślałem, siedząc samotnie w kaplicy.
Tej samej niedzieli w salce parafialnej, było spotkanie z organizacją, z sąsiedniej jednostki duszpasterskiej, która pomaga imigrantom w integracji z lokalną społecznością. Kościół w Paliseul też tworzy taką jednostkę razem z innymi dziewięcioma kościołami, byłymi okolicznymi parafiami. Jednostką w Paliseul opiekuje się dwóch księży. – U nas w tym roku nikt nie zgłosił się do postulatu. Nigdy tak wcześniej nie było – powiedział do mnie przy stole drugi proboszcz, polski saletyn, kiedy rozmawialiśmy o kryzysie Kościoła w Belgii. Trochę mnie to uspokoiło. – Brak powołań to nie tylko werbistowski problem – pomyślałem z ulgą.
Jak zmienić ten stan rzeczy? Chyba skończyła się pewna epoka i warto nauczyć się od św. Ignacego obojętności. Chris Lowney przypomina, że autor Ćwiczeń duchowych, sam był wzorem obojętności i bez trudu pogodziłby się nawet z faktem rozwiązania zakonu. „Potrzebowałbym kwadrans modlitwy, by się pozbierać, po czym byłbym szczęśliwy, szczęśliwszy nawet niż kiedykolwiek wcześniej”. Wolność od przywiązywania się do miejsc oraz dobytku pozwala zakonnikowi być wyczulonym na dynamikę zmian w zmieniającym się świecie. Gdyby św. Ignacy żył dzisiaj, to myślę, że dałby nam w ramach ćwiczeń duchowych do rozważenia pytanie: Czy wyobrażasz sobie przyszłość werbistów w Polsce bez domu w Pieniężnie?
————-
Komunikaty SVD, 1/2018, s.15-16.
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Uważam, że te spostrzeżenia, dotyczące sytuacji Kościoła na Zachodzie są bez wątpienia słuszne. Ojciec jednak posłużył się tu nauką św. Ignacego o obojętności. Sadzę jednak, że ta obojętność ma swoje granice. Czym innym jest stwierdzenie niemożności ocalenia tych pięknych, bogatych w symbolikę i w teologiczną treść kościołów, wyrażoną przy pomocy architektury i dzieł sztuki, a czym innym jest przyglądanie się temu z obojętnością. Z obojętności nie zrodzi się duch obrony przed zniszczeniem tego piękna, które nie tylko wyraża mądrość tych, którzy te kościoły na chwałę Pana Boga stawiali i które same w sobie były księgą dla prostego ludu, która ich pouczała o wierze i pociągała pięknem ku Stwórcy, ale też mury, które nasiąkły modlitwą wielu pokoleń, tak miłą Panu Bogu. Czy lepiej modlić się w kościele pięknym, gdzie każdy kamień mówi nam o Bogu czy też postawić jakąś tam kaplicę, która wprawdzie do kultu będzie się nadawać, ale sama w sobie będzie nihilistyczną konstrukcją, nic nie wyrażającą, i nie sprzyjającą modlitwie? Trzeba ratować to, co piękne, to co bogate w treść, to nasz katolicki obowiązek. Być może niewiele się uda, ale trzeba próbować, a nie zamykać się w obojętności. Mam wrażenie, że Ojciec trochę zbyt ekonomicznie podchodzi do tematu. Proszę zwrócić uwagę, że św. Franciszek pisząc do swoich współbraci o ubóstwie (a wiemy, że było to radykalne ubóstwo) wyjął spod tej reguły to, co służy do kultu Bożego. Tu kazał dbać o to co najpiękniejsze, najcenniejsze, najbardziej bogate, aby w ten sposób jak najbardziej oddać Panu chwałę. Podobnie św. Jan Maria Vianney. Oni nie kierowali się próżnością i zbytkiem, ale miłością i uwielbieniem Boga, dla którego i tak nigdy nie zdołamy stworzyć wystarczająco godnych Jego Majestatu warunków. Jeśli dziś, wiedzeni obojętnością, zgodzimy się na zburzenie tych pięknych kościołów, czy też ich desakralizację, to jeśli nawet kiedyś będziemy budować nowe kościoły, to one nie dorosną do pięt wspaniałością tym, które zostaną zniszczone. Dziś w architekturze również sakralnej dominuje minimalizm, żeby nie powiedzieć nihilizm. Nawet ci, którzy nawiązują do Tradycji sprzed SVII np. Bractwo Św. Piusa X, kiedy budują swoje kaplice i kościoły bardzo skromne i nowoczesne. Takie czasy. Brak konceptu w wyrażaniu piękna i oczywiście brak funduszy. Łatwiej ocalić to co piękne, niż zbudować nowe i piękne. Wracając na koniec do obojętności wg św. Ignacego to dotyczy ona raczej naszego doczesnego życia, naszej codzienności, tego, co dotyczy nas samych, tu musimy być obojętni zdając się na wolę Opatrzności, natomiast sfery sacrum, jako katolicy jesteśmy zobowiązani strzec. Ad maiorem Dei gloriam! Pozdrawiam serdecznie. Z Panem Bogiem.
Nie zgadzam się. Sfera sacrum to nie tylko wielkie kościoły. Mogą być małe kaplice. Należy rozeznać, co jest lepsze. Bycie konserwatorem zabytków, czy budowniczym. Uważam, że lepiej zostać tym drugim. Z garstką ludzi nie uratuje tego, co nie jest nawet moją własnością. Lepiej zająć się budowaniem nowych wspólnot, które nie będę obciążone błędami przeszłości. Do tego jest potrzebna wiara, że zbuduje się coś, co będzie przewyższało to, co było w przeszłości. Na razie wielkie kościoły są w Belgii niepotrzebne. Wspólnoty nie potrafią ich utrzymać. Ekonomia jest bezwzględna. Nowe powstaną wtedy, kiedy będzie taka potrzeba. I mam nadzieję, że będą powstawały na prywatnych działkach…
Stanę w obronie nauki Św. Ignacego. Myślę że tutaj nie chodzi o obojętność w czynie, lecz o wolność w spojrzeniu. Uważam że powinniśmy dbać o sztukę, kulturę i zabytki które je przedstawiają. Jednak to nie powinno zasłaniać nam oczu. Naszym celem jest coś znacznie większego niż „materialny” kościół. Ignacy uważał że trzeba być stale „nacelowanym” na Chrystusa, a to zmusza nas do nieustannej rewizji naszych przekonań.
A ja się cieszę, że jednak są katolicy, którzy nie okazują „obojętności” również na „materialny” kościół. Z końcem ub. roku Bractwo Kapłańskie św. Piusa X kupiło, a tym samym uratowało przed zagładą, neogotycki kościół w Utrechcie w Holandii. Oby jak najwięcej takich informacji!
https://medianarodowe.com/perla-architektury-neogotyckiej-uratowana-kosciol-zostal-wykupiony-bractwo-sw-piusa-x/
Jeżeli kupiło na własność i nie bierze państwowej dotacji, aby go utrzymać, to jest to właściwy kierunek, który świadczy o odnowie.