W ubiegłym tygodniu pojechałem wygłosić rekolekcje wielkopostne do Jasienia Brzeskiego. Po raz pierwszy w życiu miałem okazje mówić kazanie pasyjne z ambonki umieszczonej na podwyższeniu po lewej stronie nawy głównej, a nie w prezbiterium. Umieściłem z tego wydarzenia zdjęcie na moim Facebooku i ktoś w komentarzach napisał: „Czy było coś o ASE?” (austriacka szkoła ekonomii). Akurat w tym kazaniu nie, ale czy można mówić o odkupieniu nie nawiązując do ekonomii? Chyba nie bez kozery Ojcowie Kościoła ukuli kiedyś termin „ekonomia zbawienia” dla opisania nauki o działaniu Boga w celu zbawienia człowieka na poszczególnych etapach jego rozwoju.
W Ewangelii według św. Łukasza jest scena Zwiastowania Pańskiego, w której Maryja mówi do archanioła Gabriela, że nie rozumie, w jaki sposób ma zostać Matką Syna Bożego. „Jakże się to stanie, skoro nie znam męża? (Łk 1, 34) – pyta zmieszana. Maryja była zaślubiona Józefowi, ale z nim nie mieszkała. Kiedy Józef dowiedział się o tym, chciał potajemnie oddalić Maryję. Zgodnie z prawem żydowskim powinien jej wręczyć list rozwodowy. O co tutaj chodzi?
W Starożytnym Izraelu ślub składał się z dwóch etapów. Pierwszym były zaręczyny. Ojciec wyszukiwał swojemu synowi kandydatkę na żonę. Później rodziny dogadywały się, jaką „zapłatę” powinien uiścić narzeczony za swoją przyszłą żonę. Zaręczyny były oficjalnie dopięte, kiedy narzeczona wypijała na znak „przymierza” symboliczną ilość wina z kielicha, który jej wręczał narzeczony. Były to formalne zaręczyny, które mogły być zerwane tylko rozwodem. Wtedy młodzieniec wracał do domu, aby przygotować mieszkanie u swojego ojca. Po upływie jednego roku wracał po narzeczoną, aby zaprowadzić ją procesyjnie w welonie do ich nowego domu.
Jezus w swoim nauczaniu nawiązuje do biblijnej tradycji, która ujmuje związek człowieka z Bogiem w analogii do związku małżeńskiego. Sam siebie stawia w roli Oblubieńca, a Lud Boże w roli Oblubienicy. Nie ma w tym nic nadzwyczajnego, gdyż takiego Mesjasza zapowiadali prorocy. Prorok Izajasz pisał, że nowy człowiek zostanie dosłownie poślubiony Panu, będzie Jego własnością: „bo jak młodzieniec poślubia dziewicę, tak twój Budowniczy poślubi ciebie” (Iz 62, 5).
Jezus wielokrotnie odwoływał się do elementów starożytnego żydowskiego wesela w swoim nauczaniu. Opowiedział między innymi przypowieść o mądrych i głupich druhnach, które czekają na przyjście pana młodego z lampami (Mt 25, 1-13). Według tradycji żydowskiej mógł on przyjść po narzeczoną niespodziewanie o każdej godzinie w środku nocy.
Dwa tysiące lat temu Bóg Ojciec wysłał swojego Syna na poszukiwanie swojego Wybranego Ludu, który pobłądził. Bóg stał się człowiekiem, zamieszkał na ziemi, odnalazł swoją Oblubienicę i zawarł z nią Nowe Przymierze. W Wielki Czwartek Jezus zgromadził swoich uczniów w pokoju na górze i powiedział im, że idzie do domu swojego Ojca, aby przygotować im mieszkanie. Ale wcześniej proponuje im zawarcie Nowego Przymierza. Wręcza im kielich wypełniony winem i mówi: „Ten kielich to Nowe Przymierze we Krwi mojej, która za was będzie wylana” (Mt 20, 22).
Bóg zna człowieka. Jest pobity przez zbójców, ranny, odarty z szat, na pół umarty leży przy drodze (por. Łk 10, 30) i jedynie krew Jego Syna jest w stanie odkupić jego grzechy. Bóg jest gotowy zapłacić najwyższą cenę. Nie wystarcza już krew wołów składana w ofierze w jerozolimskiej świątyni.
Jezus zapłacił za człowieka najwyższą cenę. Święty Paweł przypomina wspólnocie w Koryncie, że „za wielką bowiem cenę zostaliście nabyci” (1 Kor 6, 12). Mieliśmy szczęście, że nie było w tym czasie w starożytnym Izraelu interwencji rządowej w wolnorynkową strukturę cen na rynku i nikt nie wpadł na pomysł, aby ustalić na przykład maksymalną cenę na „zapłatę” przy zaręczynach.
Kierując się podstawowym rozumowaniem, Martin de Azpilcueta Navarrus (+1586), dominikański zakonnik, uczony i doradca trzech papieży, był pierwszym ekonomicznym myślicielem, który wyraził jasno i jednoznacznie, że rządowe ustalanie cen jest błędem. Kiedy dobra są w obfitości, nie potrzeba ustalać ceny maksymalnej, a kiedy ich brakuje, kontrola cen przysporzy więcej szkód niż zysków.
Interwencja rządu jest zawsze zła. Ustalenie ceny maksymalnej na zaręczyny w starożytnym Izraelu, czyli utrzymywanie jej poniżej ceny rynkowej, spowodowałoby, że Jezus nie mógłby zapłacić za nas najwyższej ceny. Inna nie wchodziła w rachubę. Byłaby za niska w stosunku do naszej winy. Nasze rozumienie sprawiedliwości społecznej i godności człowieka mogłoby skończyć się dla nas tragicznie.
Dzisiaj sprawy się trochę pokomplikowały. Mamy ceny minimalne i maksymalne. Są również płace minimalne. Instytucja małżeństwa przestaje być przez niektórych postrzegana jako związek kobiety i mężczyzny. Ale możemy być spokojni. Chrystus zapłacił za nas tak wysoka cenę, że z nas nie zrezygnuje. Od nas teraz zależy, czy na ucztę Godów Baranka (Ap 19, 9) wybierzemy się w stroju weselnym (por. Mt 22, 11), czy przyjdziemy tam tylko jako obserwatorzy.